Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Edyta Jasińska – Kolarskie przesłuchania

Edyta Jasińska – Kolarskie przesłuchania

Bohaterką naszego wywiadu jest kolarka niezwykle ambitna, utytułowana i wyjątkowo wszechstronna. Olimpijka i odważna żołnierka. Po prostu „elastyczna bestia” – Edyta Jasińska!

Tekst przeczytasz w ok. 13 minut.

Udostępnij artykuł

Bohaterką naszego wywiadu jest kolarka niezwykle ambitna, utytułowana i wyjątkowo wszechstronna. Olimpijka i odważna żołnierka. Po prostu „elastyczna bestia” – Edyta Jasińska!

Rowerowa.pl: Jak zaczęła się twoja przygoda z jazdą na dwóch kółkach? Od razu złapałaś bakcyla?

Edyta Jasińska: Moim paradoksem młodzieńczego wieku był fakt, że przez długi czas nie posiadałam własnego roweru. Takiego w pełni sprawnego, funkcjonalnego, rasowego „górala” dostałam od mamy dopiero w wieku siedemnastu lat. W naszym domu nie były to finansowo kolorowe chwile, więc z perspektywy czasu doceniam ten prezent jeszcze bardziej. Bakcyla złapałam od razu. Jeździłam tak dużo, że nieproporcjonalnie do rówieśników zużywałam elementy napędu. „Góralem” zaczęłam poznawać okolice Pogórza Izerskiego, Izer, Karkonoszy (łącznie z wyprawami przez szczyty karkonoskie, atakowane zarówno od polskiej jak i czeskiej strony). Rower dał mi wolność i zaczął układać niepokorne myśli, które zbaczały na tory filozofii, psychologii, popularnonaukowych aspektów fizyki kwantowej, a nawet astronomii. Sic! Poznałam ludzi, którzy byli lokalnymi zapaleńcami dwóch kółek i zauważyli moje najważniejsze cechy: siłę fizyczną oraz charakter. Szczególnie mam na myśli jedną osobę, która później namówiła mnie do trenowania w klubie kolarskim. Spróbowałam mimo introwertyzmu i małomówności, choć mam wrażenie, że aktualnie reprezentuję przeciwstawne walory – najpierw Kwisa Lubań, zaś dwa lata później, na studiach o charakterze medycznym, MKS EMDEK Bydgoszcz.


Pochodzisz z Lubania, miasteczka w województwie dolnośląskim. Jesteś rozpoznawana w swoim regionie na ulicy?

Być może, ale wśród lokalnych kolarzy. Długi czas przebywałam w innym województwie. 11 lat spędziłam w Bydgoszczy, a półtora roku w okolicach Torunia. Dwa lata temu podjęłam szybką decyzję i wróciłam, gdyż to miejsce daje mi dużo szczęścia. Jestem przywiązana do tej krainy. Zdecydowanie wolę klimaty wiejskie czy małomiasteczkowe – zieleń, widok gór. To mnie relaksuje. Mam nadzieję, że będę w stanie w przyszłości tak się przekwalifikować, żeby móc spokojnie bytować właśnie tutaj.

Kiedyś dla portalu zgorzelec.naszemiasto.pl powiedziałaś: „Najważniejsze jest to by pomimo różnych trudności nie poddawać się i cały czas wierzyć w swoje możliwości. Trzeba ciężko pracować oraz być dzielnym. Dzięki przestrzeganiu tych kilku zasad każdy może zostać mistrzem„. Czy nigdy nie miałaś momentu zwątpienia, zawahania?

Zwątpienie to nierozłączny element sportu i życia. Ważniejsze jest, jak przeorganizować negatywną energię w pozytywną, przekuć w działanie. Sport to więcej chwil w parterze niż na szczycie. To właśnie te momenty i powolne wchodzenie po stopniach determinują wartość całej kariery. To nieważne, czy zwieńczeniem jest medal igrzysk olimpijskich czy mistrzostw Polski. Liczy się wkład, przebyta droga i granie fair play w stosunku do swojego świata wartości. Jestem jednym z przykładów, że można zacząć trenować „na poważnie” w wieku 21 lat, dostać się do kadry narodowej i walczyć o igrzyska olimpijskie. Można przeorganizować całe swoje życie społeczne, przejść ze skrajnego introwertyzmu do stanu, w którym już nie tylko literatura inspiruje, a konkretne postacie. Ta cała moja droga to nie tylko medale, ale wszystkie wyzwania. Uśmiech i łzy, ludzie, walka były i są pożywką do rozkładania co dzień skrzydeł. Do budowania szczęścia w głowie.

Jesteś niezwykle wszechstronną kolarką. Z sukcesami na torze, szosie, a nawet masz złoto Górskich Mistrzostw Polski. To naprawdę imponujące. Jak udaje Ci się łączyć wszystkie najważniejsze odmiany kolarstwa?

Tor jest i będzie moim oczkiem w głowie. To na nim najbardziej czuję specyfikę trenowania i ścigania, a do tego rodzaju konkurencji mam największe predyspozycje. Zawsze miałam głowę pełną pomysłów: co można by zmienić, dołożyć, urozmaicić treningowo. Już dawno temu sama eksperymentowałam z treningami, z pomiarem mocy, np. w bydgoskim klubie, ćwicząc stacjonarnie, na trenażerze. Podstawą mojego sukcesu jest prawdopodobnie nieprzeciętne wyczucie swojego ciała, co dało mi możliwość przebicia się w dość późnym wieku. Druga sprawa to wielka pasja – w centrum jest rower, ale wszystko, za co się zabieram, jest podszyte tym słowem: PASJA. Muszę wewnętrznie zapłonąć, żeby robić coś na najwyższym poziomie, a swoją drogą tylko najwyższe cele dają mi prawdziwego „kopa”. Wtedy nie potrzebuję żadnych motywatorów, a moją domeną jest ciężka praca.Druga kwestia to odpowiedni ludzie na mojej drodze: Mirosław Kaźmierczak, który namówił do spróbowania sił w klubie szosowym, Marian Szirocki (trener z Bydgoszczy, który wziął pod swoje skrzydła zaawansowaną wiekowo zawodniczkę z zerowym doświadczeniem), Grzegorz Ratajczyk (trener kadry torowej, postać kontrowersyjna, a przez to bardzo skuteczna, mój mentor i największe wsparcie, szczególnie w ostatnich czasach). Od zeszłego sezonu dołączyli cudowni ludzie z ROMET oraz Romet Factory Team: Krzysztof Świry i Prezes klubu Wojciech Bączek oraz niezastąpiony Prezes firmy ROMET Grzegorz Grzyb.

Służysz w 125. Batalionie Piechoty Lekkiej WOT w Lesznie. Masz stopień szeregowy. Jaki wpływ na twoje życie ma wojsko? Czego się w nim nauczyłaś?

Do służby w WOT namówił mnie znajomy, który ma już pewne wojskowe doświadczenie. Wszystko zaczęło się od przeszkolenia, które łączyłam ze zgrupowaniami tandemowymi na torze. W praktyce to wyglądało tak, że kursowałam miedzy Lesznem, a Warszawą, będąc momentami bez dnia odpoczynku. Były to trudne, ale wartościowe chwile. WOT nie jest dla sportowca typową drogą. Zwykle ci trafiają do wojskowych sekcji sportowych, a ja jestem ochotnikiem, bo bez szkolenia i pracy nie zdobędę potrzebnego doświadczenia. Bardzo polubiłam ten klimat i ze wszystkich sił postaram się łączyć ten światek z tym sportowym. Nauczyłam się sporo technicznych i taktycznych rzeczy; jeśli chodzi o samą organizację wojska, to dyscypliny i szanowania siebie nawzajem, a także respektowania hierarchii. Poznałam ekipę fantastycznych osób z pasjami oraz doświadczonych dowódców. Przede wszystkim trafiłam w otoczenie, w którym już nie byłam takim „twardzielem”, jak na rowerze. Z reguły mam pokorne podejście do różnych kwestii. To samo otoczenie dodało mi jej jeszcze więcej! Staram się jak mogę, jednak przez częste zgrupowania i starty musiałam opuścić kilka terminów szkoleń. Spotykam się z dużym zrozumieniem i wsparciem dowódcy batalionu. Mogę odrabiać szkolenia w innych terminach lub wręcz zatrzymać na jakiś czas swój rozwój i ruszyć z nim po najważniejszych startach.

Jesteś twarzą filmiku Ministerstwa Obrony Narodowej. Dlaczego warto być żołnierzem Rzeczypospolitej?

Ponieważ jestem silna, sprawna i mogę pomóc innym, wykorzystując swój potencjał, a to wręcz bezcenne. Poznałam osoby, które bardzo by chciały szkolić się tak jak ja i z różnych przyczyn nie mogą. Życie to przeżywanie, ale i dawanie najlepszego od siebie innym, dzielenie się. Druga kwestia to nauka nowych rzeczy, rozwój w innych niż codzienne warunkach; testowanie swoich możliwości poza strefą komfortu mocniej, aniżeli w warunkach sportowych.

W poprzednim roku w Chinach zdobyłaś srebro podczas Światowych Igrzysk Wojskowych. Jak oceniasz poziom tej imprezy? Ten medal był dla Ciebie niespodzianką?

Przed startem w Wuhan byłam pewna, że będzie dobrze. Miałam takie wewnętrzne przeczucie. To było bardzo dobre ściganie. Potwierdziło się, że jak jest super ekipa, zrozumienie, wsparcie i dobra atmosfera, to można przenosić góry. Lubię współpracować czy nawet podłożyć się pod wspólny/jednostkowy interes, jeśli jest tego typu chemia między ludźmi. Tam była! Dałyśmy z dziewczynami czadu, ale i osoba odpowiedzialna za nasz występ miała również niemały wkład. Sam wyścig był specyficzny. Szybki, techniczny, a poziom organizacji jak i samej konkurencji naprawdę wysoki.

Edyta Jasińska to wielokrotna mistrzyni Polski. Nie znudziło Ci się wygrywanie na krajowym podwórku?

Teraz mam okazję ścigać się głównie w kolarstwie tandemowym. Samo wygrywanie ma dla mnie mniejsze znaczenie, aniżeli osiągnięcie konkretnych celów na torze, jak np. łamanie granic prędkości, czasów, choć oczywiście miło, gdy rekordy życiowe idą w parze z medalami imprez mistrzowskich. Mam nowy bodziec. Ściganie na solo, a ściganie we dwie na jednym rowerze bardzo się różni. Jest znacznie ciężej i to mnie nakręca. Nowe „kosmiczne” wyzwanie!

Rok 2013 to apogeum twojej formy. Srebro torowych mistrzostw Europy wywalczone wraz z Małgorzatą Wojtyrą, Eugenią Bujak i Katarzyną Pawłowską to twój największy sukces? Czy jakieś osiągnięcie cenisz sobie wyżej?

To był dobry czas i najlepsza ekipa! Prywatnie uważam, że fizycznie lepszym dla mnie okresem był 2016 i 2017 rok. Przed igrzyskami olimpijskimi w Rio rejestrowałam wciąż życiowe wyniki w konkurencjach czasowych czy zupełnie inną jakość ścigania „na kreskę”. Niestety 1,5 miesiąca przed igrzyskami złamałam rękę, a dokładniej główkę kości ramiennej, do której przyczepia się kilka ważnych mięśni. Tylko ja i trener kadry Grzegorz Ratajczyk wiemy, ile nerwów, bólu (szczególnie podczas startu w wyścigu na czas w MP 2016, który przejechałam w całości w górnym chwycie!) i ryzyka (bez gipsu i usztywniacza, tylko kinesiotaping) kosztowało mnie wyjście z tego. Niby się udało, ale psychicznie przed startem w Brazylii już się nie odbudowałam. Fizycznie było bardzo dobrze, ale wewnętrznie zostało we mnie poczucie, że przecież chwilę wcześniej byłam „uszkodzona”.

Oprócz wielu medali masz w swoim dorobku też sporo czwartych miejsc – tych najbardziej pechowych dla sportowców. Tuż za podium byłaś m.in. na torowych mistrzostwach świata w 2013 i 2014 roku. Po tych startach czułaś duży niedosyt? Była sportowa złość, może łzy?

Absolutnie. Tamte czwarte miejsca były jak wygrana, oprócz czwartej lokaty na mistrzostwach Europy w 2015 roku, kiedy upadek jednej z nas w drużynie pozbawił nas w zasadzie „pewnego” brązu. Wtedy były łzy, złość i układanie w głowie, prywatnie też najlepszy dowód na to, że w kobiecych zespołach musi być wzajemny szacunek i zaufanie, gdyż czasem wewnętrzny konflikt generuje właśnie takie nieprawdopodobne historie. Każde niepowodzenie dobrze wykorzystać jako motor napędowy do zdobycia celu w innym czasie. To rzecz, której można się nauczyć, wyćwiczyć jak mięśnie na treningu. To właśnie wychodzenie z niepowodzeń świadczy o największej klasie sportowca.

W 2016 roku wzięłaś udział w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Czułaś w Brazylii tę wyjątkową atmosferę?

Atmosfera była jedyna w swoim rodzaju. Porównanie, jakie mam, to igrzyska wojskowe w Wuhan 2019, gdzie było identycznie pod wieloma względami. Prawdziwe święto sportu. Większość uczestników wydawała się być szczęśliwa i zrelaksowana, co mnie zdziwiło, bo spodziewałam się atmosfery jakiejś nadzwyczajnej koncentracji. Zarówno wioska olimpijska jak i organizacja były dla mnie bez zarzutów. Samo miejsce, jak przystało na egzotyczną południową cześć Ameryki, było cudowne, pełne słonecznego jak i ludzkich uśmiechów ciepła.

W ostatnim czasie rywalizujesz w parakolarstwie. Starty na tandemie to fajne przeżycie?

Obecnie jestem pilotką Angeliki Biedrzyckiej oraz trenerką Karoliny Rzepy, która ścigać się będzie z Agnieszką Sikorą.O kolarstwie tandemowym długo mogłabym opowiadać. Do tego typu ścigania namówiła mnie Aleksandra Tecław, najbardziej utytułowana pilotka. Całym fenomenem ścigania w tandemie jest to, że nie wystarczy posadzić razem silnego zawodnika i silnego przewodnika. Musi być zgranie ciał i umysłów, co jest sztuką. Świat tandemów to również świat trudnych historii. Z różnych powodów zawodnicy tracą lub stracili wzrok, ale to, że tam są, jest świadectwem ich waleczności. Nie poddają się, walczą o swoje cele, o samodzielność, spełnienie. Być częścią tego procesu to magia, ale i wielka odpowiedzialność. To nie tylko ściganie czy batalia o najwyższe cele, ale również pomaganie na co dzień, uczestniczenie w całej sinusoidzie emocjonalnej, która często wiąże się z tą walką na wielu płaszczyznach. Ten świat to połączenie misji z wojska – pomaganie, bycie blisko.

Jak pandemia koronawirusa storpedowała twoje sportowe plany? Możesz już trenować?

Największa torpeda to niewiadoma odnośnie terminów mistrzowskich startów. Możliwość walki o stypendium w MŚ daje przetrwanie finansowe. Bez tego ciężko mówić o zaangażowaniu na najwyższym poziomie. Poza tym oprócz otoczenia niewiele się zmieniło. Mogę być w domu dłużej niż dwa dni. Wracam na rowerze w zapomniane już miejsca. Psychicznie chyba bardziej odpoczywam niż kiedykolwiek. Wiem, że świat się zmieni, lecz nie rozmyślam o tym maniakalnie. Człowiek to elastyczna „bestia”, na pewno damy sobie radę. Zarówno w świecie sportu, jak i bardziej globalnie.

Misja Tokio 2021 rozpoczęta? To w tej chwili twój największy cel?

Misja Tokio trwa od pierwszego wejścia na tandem. Byłoby fantastycznie móc tam walczyć o medal, ale najpierw podejście zadaniowe: wciąż czeka nas dużo pracy, a wyniki pokażą, czy jesteśmy gotowe na igrzyska. Mamy w Polsce co najmniej cztery bardzo silne tandemy kobiece. Wszystko się może zdarzyć. Skupiamy się na pracy i walce fair play. To podstawy. Mamy potencjał, by już na następnym międzynarodowym starcie walczyć o pozycje medalowe. Dzięki wsparciu firmy ROMET mamy również nową tandemową ramę torową. Sprzęt nierzadko warunkuje wyniki, w tandemach jeszcze mocniej niż na „solo”. Do tej pory nie miałyśmy okazji ścigać się na torze na tej jakości sprzęcie, a mimo to udało się zdobyć dwa medale MŚ w sprincie drużynowym oraz miejsca w czołowej „szóstce” w konkurencjach olimpijskich.

Po wynikach polskich torowców na arenie międzynarodowej wygląda na to, że inwestycja w nowoczesny welodrom w Pruszkowie się opłaciła. Jak podoba Ci się ten obiekt? Mamy czym się chwalić?

Pamiętam tor pruszkowski w momencie, w którym został on oddany do użytku dla zawodników. Od tamtej pory wykonaliśmy przeskok milowy jako kadry torowe. Nie wyobrażam sobie, żeby tego typu obiektu nie byłoby w Polsce. Tor (jako obiekt oraz dyscyplina) jest oparciem dla innych rodzajów kolarstwa. Jest tak na całym świecie. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie tylko lepiej, zarówno wynikowo, jak i organizacyjnie w kwestii finansowego zabezpieczenia obiektu czy budowania widowisk sportowych.

Czego życzyć na koniec naszego wywiadu Edycie Jasińskiej?

Zdrowia, szczypty sprzyjających okoliczności, a resztę wypełnię uśmiechem i dookreślę optymizmem. Mam dużo szczęścia, mnóstwo wspaniałych osobowości jest blisko mnie i doceniam to każdego dnia.

Z Edytą Jasińską rozmawiał Maciej Mikołajczyk – Rowerowa.pl

Maciej Mikołajczyk - Rowerowa.pl

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.