Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Polaku, czemu nie jeździsz w kasku? Nie patrz na Pudziana, on popełnia błąd

Polaku, czemu nie jeździsz w kasku? Nie patrz na Pudziana, on popełnia błąd

Jazda na rowerze bez kasku na głowie, to jak jazda samochodem bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. Głupota! I to tak wielka, że może kosztować życie. To zaledwie ułamek sekundy i bliscy będą nas odwiedzać na cmentarzu.

Tekst przeczytasz w ok. 6 minut.

Udostępnij artykuł

Jazda na rowerze bez kasku na głowie, to jak jazda samochodem bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. Głupota! I to tak wielka, że może kosztować życie. To zaledwie ułamek sekundy i bliscy będą nas odwiedzać na cmentarzu.

Znacie Mariusza Pudzianowskiego? Kto go nie zna? Były strongman, mistrz świata, najsilniejszy człowiek na ziemi. Od kilkunastu lat wojownik MMA, influencer, człowiek, który ma potężny wpływ na młodzież. Wielu nastolatków jest w niego wpatrzonych jak w obrazek.

I super, że „Pudzian” promuje zdrowy styl życia. Bardzo często w swoich social mediach pokazuje, jak o piątej rano wstaje, by pobiegać, wykonać ćwiczenia gimnastyczne, a nawet – i to dość często – pojeździć na rowerze. – Lubię popedałować – mówi z uśmiechem. – Oczyszcza głowę.

To miód na nasze uszy, nas-rowerzystów. Oby więcej tak znanych ludzi promowało jazdę na rowerze, a będziemy mieli zdrowsze społeczeństwo. Ale, ale… Nie jest tak pięknie.

Wyślę mu kask”

– Miałem do niego już kilka razy napisać, aby mi podał swój adres, to wyślę mu kask – powiedział niedawno w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty Bartosz Huzarski, były kolarz, człowiek, który obecnie promuje jazdę na rowerze, m.in. będąc komentatorem w TVP.

Skąd taki pomysł? Ano stąd, że „Pudzian” jeździ na rowerze bez ochrony głowy! I robi to non-stop. Kiedy kilka tygodni temu miał wypadek (na całe szczęście niegroźny), pokazał „szlify”, to aż się we mnie zagotowało. Przecież od poważnych problemów dzieliło go niewiele. Inaczej by upadł, uderzył głową w twardą (pokrytą lodem) nawierzchnię i… Lepiej nie kończy

.Wszelkie badania dowodzą, że kask – przy założeniu, że uderzymy głową w ziemię lub w coś twardego – podnosi nasze szanse na przeżycie aż o 60 proc.! A jeżeli chodzi o w ogóle urazy głowy (niekoniecznie te bardzo ciężkie), to prawdopodobieństwo kontuzji możemy ograniczyć aż o połowę.

Kask można porównać do pasów bezpieczeństwa w samochodach. One też potrafią uratować nam życie.

40 lat pasy bezpieczeństwa, teraz czas na kask

Wspomniany już wyżej Huzarski argumentuje: – wiadomo, że kask chroni głowę. Gdyby nie był potrzebny, to zawodowi kolarze, którzy na rowerach spędzają kilkaset godzin miesięcznie, by tych kasków nie zakładali, a tak jeżdżą w nich nie tylko na zawodach, ale także na treningach, bo tak jest bezpieczniej.

Trudno nie zgodzić się z byłym kolarzem. Ba! Nie ma żadnych argumentów by podważać jego tezę. Kolarze nie są idiotami, dbają o siebie i dlatego nawet jak jadą w czasie prywatnym na przejażdżkę po parku, z rodziną, zakładają obowiązkowo kask. Dla nich nie ma dyskusji: ich zdrowie i życie jest zbyt cenne.

– Eee, tam – już słyszę te głosy. – To lobby firm, które produkują kaski. Im zależy, by weszło prawo, by podczas jazdy na rowerze kask był obowiązkowy.

Idąc tym tropem, to firmom produkującym pasy bezpieczeństwa do samochodów zależało by wprowadzić obowiązek ich zapinania, np. w Polsce 40 lat temu (tak, tak, w 1983 roku wprowadzono taki przepis – najpierw dotyczył tylko siedzeń przednich i dróg poza obszarem zabudowanym). Jeżeli nawet, to nie da się policzyć, ilu osobom uratowały one życie przez ten okres czasu.

Niewiadoma, Kwiatkowski – do promocji!

Dlatego jestem zwolennikiem wprowadzenia obowiązku jazdy rowerem w kasku na głowie. Popieram od razu rozwiązanie kompletne – czyli dorośli i dzieci, ale jeżeli ma to pomóc, to nie będę pieklił się na rozbicie tego na dwa etapy. Najpierw wprowadźmy taki przepis dla najmłodszych, potem dla wszystkich.

Aby przekonać nieprzekonanych trzeba przeprowadzić całą serię akcji społecznych. Pokazujmy ludziom skutki jazdy bez kasku, zatrudnijmy gwiazdy kolarstwa (Niewiadoma, Pikulik, Kwiatkowski, Majka), by swoim nazwiskiem firmowały tę jakże potrzebną zmianę. Każda wydana na ten cel złotówka zwróci się pięćdziesięciokrotnie w tym, że nie będziemy musieli leczyć ofiar wypadków.

A dane, które mówią, że 75% (tak, to nie jest pomyłka!) rowerzystów w Warszawie nie używa kasku – pewnie zburzyłby im fryzurę, albo nie pasowałby do selfie – przekonują mnie, że tylko i wyłącznie wprowadzenie obowiązku przyniesie zamierzony efekt.

Historia ku przestrodze

Tę historię już Wam kiedyś opisywałem – Nie bądź mądry dopiero po szkodzie. Rowerzysto: załóż kask, koniecznie!

ale zrobię to jeszcze raz. Ze specjalną dedykacją dla Mariusza Pudzianowskiego.

„Kilka lat temu wybrałem się na spokojną przejażdżkę po lesie. Zapomniałem kasku. Zorientowałem się dopiero w połowie drogi. Machnąłem ręką, powiedziałem sobie: co może mi się stać na utwardzonej, szerokiej drodze w lesie. Byłem sam, nigdzie się nie spieszyłem, to nie był trening. Ot, pojechałem pokręcić, by serducho się nieco przefiltrowało.

Wracając do domu miałem do pokonania dosłownie 200 metrów po osiedlowym parkingu. Takim z progami zwalniającymi, takim po którym samochody nie jeżdżą 60 km/h, a bardziej 10-20 km/h. Takim, który wcale nie jest zatłoczony. Jechałem sobie więc spokojnie i już myślałem, co będę robił w domu po powrocie. Nagle zauważyłem, że jedno z aut zaparkowanych prostopadle do ulicy zaczyna wyjeżdżać ze swojego miejsca. Kierowca nie zadbał o to, by sprawdzić czy nie nadjeżdżam, czy właśnie nie wjadę w jego prawy bok. Po prostu wrzucił wsteczny. A że byłem dosłownie dwa metry od niego…

Przypominam, nie miałem kasku. I od razu uspokoję was: nie będzie teraz opisu pełnego krwi, rozbitej głowy, przejazdu karetką i wielotygodniowej rehabilitacji. Nie będzie, bo udało się odbić w lewo, o centymetry ominąłem samochód i z tętnem pewnie na poziomie 220 zatrzymałem się kilka metrów dalej. Analizując, co się właśnie stało. Kierowca po prostu odjechał.

Ok, nie było prędkości. Ja miałem pewnie z 15 km/h „na liczniku”, auto cofało. Jednak nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by się stało, gdybym jednak wbił się rowerem w tylne drzwi samochodu, uderzył głową w karoserię, albo przekoziołkował nad dachem i upadając po drugiej stronie uderzył głową w asfalt.

A to miała być przecież spokojna przejażdżka po lesie…”.

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.