Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Rower to idealne rozwiązanie na kryzys. Wszystko drożeje, więc pedałujmy

Rower to idealne rozwiązanie na kryzys. Wszystko drożeje, więc pedałujmy

Dojazd do pracy kosztuje nas około 300-400 zł miesięcznie więcej niż w 2020 roku. Ceny prądu również poszybowały w kosmos, a zapowiadają, że będzie jeszcze drożej. Moja rada? Rower.

Tekst przeczytasz w ok. 5 minut.

Udostępnij artykuł

Dojazd do pracy kosztuje nas około 300-400 zł miesięcznie więcej niż w 2020 roku. Ceny prądu również poszybowały w kosmos, a zapowiadają, że będzie jeszcze drożej. Moja rada? Rower.

Pamiętacie wiosnę 2020? Pandemia, pustki na drogach, a litr benzyny na stacjach po cztery zł za litr. Lokalnie nawet poniżej tej granicy. Dzisiaj? Prawie 70 procent więcej. To dzień w dzień odbija się na naszych portfelach. Podjeżdżamy na stację benzynową i… łapiemy się za głowę. Kiedyś z pełnym bakiem można było się spokojnie zmieścić w 200 zł (jeszcze na hot doga zostawało). Teraz? Olaboga.

Można oczywiście zostawić samochód w garażu, na parkingu i korzystać z komunikacji – autobusów czy pociągów. No, ale tutaj tanio też już było. Średnio co kwartał ceny biletów idą mocno w górę. Kryzys. Tak, dotknął nas jeden z największych kryzysów finansowych w ostatnich dziesięcioleciach.

Najtańszy środek transportu

A jak kryzys, to czas na rower! Tę prawdę ludzkość zna od wielu, wielu lat. Nieprzypadkowo popularność roweru – jako środka komunikacji – nierozerwalnie jest związana z państwami, które są dopiero na dorobku. Jeżeli ludzi nie stać na własny samochód (nieważne, czy dlatego, że cena zakupu jest zaporowa, czy późniejsze koszty utrzymania i eksploatacji), wówczas decydują się na najtańszy środek transportu na świecie.

– Dlatego tak bardzo zabiegaliśmy o to, by rower został uznany przez Organizację Narodów Zjednoczonych włączony do systemu transportu publicznego. Ta wieloletnia walka zakończyła się sukcesem wiosną 2022 roku – powiedział mi podczas jednej z rozmów Leszek Sibilski. Były polski kolarz, obecnie profesor pracujący na Marymount University w Wirginii, a także – a może przede wszystkim – twórca Światowego Dnia Roweru.

Rezolucja A/76/L.35 podkreśla „że używany od dwóch stuleci rower jest prostym, tanim, niezawodnym i przyjaznym zarówno dla człowieka, jak i środowiska naturalnego środkiem transportu”. Ułatwia ludziom dostęp do pracy, służby zdrowia, edukacji, kultury, rozrywki.

Szefie, stojak by się przydał

Co daje rezolucja, którą w ONZ przeforsował polski profesor? Na pierwszy rzut oka ktoś może stwierdzić, że nic. Ale to nieprawda. Rezolucja nie jest kolejnym dokumentem, który nie ma żadnej wartości i jak szybko został przegłosowany, tak szybko zostanie umieszczony w segregatorze, na półce, gdzieś tam głęboko w archiwum.

Nie, nie. Rezolucja jest tak naprawdę początkiem. Miasta, społeczności kolarskie, fundacje, ale także każdy z nas, wszyscy możemy się na nią powoływać i przekonywać polityków lub urzędników do budowy dróg rowerowych, infrastruktury wspomagającej dojazd rowerem do pracy. Można także wnioskować u pracodawcy, aby ten przystosował warunki do tego środka transportu. Czyli postawił specjalny stojak (przynajmniej stojak), zagwarantował łazienkę do odświeżenia przed pracą, nie mówiąc już o systemie benefitów za to, że jadąc do pracy nie truje się środowiska.

W Belgii poszli na całego! Dlaczego akurat wspominam Belgię? Bo to kraj, który kulturą rowerową wyprzedza nas pewnie o kilkadziesiąt lat. Kiedy tam powstawały ścieżki dla rowerów, u nas pędzące samochody spychały pojedynczych rowerzystów na chodnik lub do rowu. Kiedy tam wszyscy jeździli mając założone kaski, u nas osoby, które na to się decydowały, były wyśmiewane i wskazywane prześmiewczo palcem.

300 zł plus? Nawet 600! Poproszę

Wróćmy do Belgii. Kilka tygodni temu przyjęto prawo, które od 1 maja 2023 roku będzie gwarantowało każdemu pracownikowi bonus za to, że dojeżdża do pracy właśnie na rowerze. To 27 centów za każdy kilometr.

Policzmy. 10 km w jedną stronę, czyli 20 km dziennie. Razy 25 dni roboczych w miesiącu. Czyli 500 km. To pomnóżmy razy 0,27 euro. Mamy 135 euro miesięcznie. Czyli prawie 650 zł, przeliczając na polskie złotówki. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę koszty życia w Polsce i Belgii, itp. Tak czy siak – jeżeli taki bonus miałby w Polsce wynosić powiedzmy 300 zł miesięcznie, to byłby to smakowity kąsek dla wielu z nas.

Bo to w sumie nie 300, a 600 zł. Jedno 300 jako bonus za dojazd rowerem, a drugie 300 jako zaoszczędzone na paliwie. A w zamian o ile czystsze powietrze, o ile bylibyśmy zdrowsi, o ile byłoby luźniej na drogach. Same plusy. Oczywiście w Polsce zapewne taka rekompensata nie wejdzie w życie, ani w roku 2023, ani nawet 2025. Choć jestem przekonany, że w końcu się pojawi. Przecież kiedyś nawet nie marzyliśmy o specjalnych, odizolowanych od ruchu miejskiego drogach dla naszych jednośladów…

Nie ma złej pogody

Ktoś powie, że rozwiązaniem na kryzys jest samochód elektryczny. Nie bardzo. Biorąc pod uwagę cenę zakupu (w Polsce to nadal chore pieniądze), dostępność do infrastruktury ładującej energię i to, że kWh kosztuje coraz więcej, to nadal rower wyprzedza „elektryki” o kilka długości.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że problemem dla wielu Polaków są warunki atmosferyczne. Niewielu z nas wyobraża sobie jazdę rowerem w okresie mniej więcej od października do kwietnia. A to ponad pół roku. W Danii, Belgii czy Szwecji ta pogoda jest bardzo podobna, a tam codziennie kilkanaście procent ludzi wsiada na jednoślad i pomyka do pracy.

„Nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiedni ubiór” – ten banał idealnie tutaj pasuje. Już dwa lata temu na łamach Rowerowej pisałem o tym, że zimą można komfortowo jeździć na rowerze. Pod poniższym linkiem znajdziecie cały artykuł: Zima, śnieg, mróz? Nie porzucaj roweru, jazda w takich warunkach może przynosić frajdę

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.