Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Wyścig Pokoju – wychowawca wielu pokoleń świetnych kolarzy

Wyścig Pokoju – wychowawca wielu pokoleń świetnych kolarzy

Tłumy kibiców, wyprzedany nakład „Trybuny Ludu”, w końcu kolorowy peleton naszpikowany gwiazdami. Przez 60 lat ten wyścig nakręcał polskie kolarstwo. Niczym perpetuum mobile.

Tekst przeczytasz w ok. 4 minuty.

Udostępnij artykuł

Tłumy kibiców, wyprzedany nakład „Trybuny Ludu”, w końcu kolorowy peleton naszpikowany gwiazdami. Przez 60 lat ten wyścig nakręcał polskie kolarstwo. Niczym perpetuum mobile.

Można śmiało założyć, że nie byłoby sukcesów Stanisława Królaka, Ryszarda Szurkowskiego, Stanisława Szozdy, Tadeusza Mytnika czy Leszka Piaseckiego, gdyby nie Wyścig Pokoju. To największa, kolarska impreza w historii Europy Środkowo-Wschodniej.

Historia Wyścigu Pokoju sięga 1945 roku, kiedy to 20 żołnierzy z 30. Pułku Artylerii Przeciwpancernej – z okazji zakończenia II wojny światowej – zorganizowało wyścig na dystansie 25 kilometrów. Trzy lata później doszło do pierwszej prawdziwej edycji, w której rywalizowali już sportowcy. Nie żołnierze.

Wyścig Pokoju (znany również w innych językach jako: Zavod Miru, Friedensfahrt czy Course de la Paix) błyskawicznie zyskał renomę największego wyścigu kolarskiego w tej części Europy. Majowe ściganie było impulsem dla wielu młodych zawodników do ciężkiego treningu. Któż nie chciał stanąć na podium jednego z etapów, wjechać na stadion wypełniony przez 100 tysięcy kibiców?

Stadiony… Jedną z cech charakterystycznych Wyścigu Pokoju były finisze właśnie na stadionach. W 1957 roku ostatni etap kończył się na Stadionie Dziesięciolecia. Na trybunach pojawiło się 105 (!) tysięcy kibiców, a kolejnych kilkadziesiąt nie miało szczęścia i ustawiło się przy trasie dojazdowej do obiektu. – Ludzie kochali takie finisze, bo najczęściej na nich była walka o zwycięstwo. Widać było jak przez kilkaset metrów walczymy szprycha w szprychę – przyznał Tadeusz Mytnik.

Setki tysięcy na stadionach, a miliony przed radioodbiornikami i przed kioskami w kolejkach po „Trybunę Ludu”, w której można było znaleźć wszystkie wyniki i przeczytać płomienną relację z trasy.

W peletonie jechali nie tylko najlepsi kolarze z krajów bloku komunistycznego (Polski, ZSRR, NRD czy Czechosłowacji). – Jechali również zawodnicy z Belgii, Holandii, Włoch czy Francji, których potem widzieliśmy np. podczas mistrzostw świata amatorów. Szacuję, że w Wyścigu Pokoju pojawiało się tak ok. 85-90 proc. najlepszych z najlepszych kolarzy-amatorów – przyznał w jednym z wywiadów Ryszard Szurkowski.

Sukcesy polskich zawodników (zwłaszcza Szurkowskiego, który aż 4 razy wygrał klasyfikację generalną) przyciągały do klubów – jak magnes – dzieci i młodzież. – Każdy chciał wsiąść na rower i marzyć o wielkich sukcesach – przyznał Leszek Piasecki, który wygrał ten wyścig w 1985 roku.

To było perpetuum mobile dla polskiego kolarstwa. Wyścig Pokoju rozgrzewał emocje, dawał Polakom chwile radości. Szkoda, że dzisiaj tej roli nie przejął Tour de Pologne. Ale też i czasy są inne. Kolarstwo nie jest już jedynym sposobem spędzania wolnego czasu przez dzieci i młodzież.

Po upadku komunizmu Wyścig Pokoju próbował przetrwać. Nie udało się, mimo że angażował się sam Szurkowski. W 2006 roku kolarze po raz ostatni rywalizowali (wyścig trwa nadal, ale jest już projektem typowo młodzieżowym – przyp;. red.). – W kalendarzu nie ma miejsca na wyścig dwu-, trzytygodniowy. Jest już Tour de France, Vuelta i Giro. Te zawody wypełniają szczelnie miejsce w kolarskim środowisku. A żeby Wyścig Pokoju miał sens, musiałby tyle trwać – zdradził Szurkowski.

Szkoda, bo zapewne większość z nas chciałaby jeszcze raz usłyszeć relację radiową rozpoczynającą się słowami: „Halo, halo , tu ekipa Wyścigu Pokoju”.

A młodzi adepci kolarstwa znów zaczęliby marzyć o podium w Warszawie, Pradze czy Berlinie.

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.