Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Co je kolarz w Boże Narodzenie? Wszystko, wyrzućmy dietę w kąt

Co je kolarz w Boże Narodzenie? Wszystko, wyrzućmy dietę w kąt

Same pyszności na stole, ale nie można się skusić, trzeba przecież trzymać wagę. Nie można sobie pozwolić na chwilę zapomnienia, bo to się odbije na wiosennych wynikach. Ludzie, opamiętajcie się.

Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.

Udostępnij artykuł

Same pyszności na stole, ale nie można się skusić, trzeba przecież trzymać wagę. Nie można sobie pozwolić na chwilę zapomnienia, bo to się odbije na wiosennych wynikach. Ludzie, opamiętajcie się.
„Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy, Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory” – tak, tak, Wigilia, a potem Boże Narodzenie są już na wyciągnięcie ręki. Co prawda ten okres dla wielu z nas będzie – z powodu epidemii koronawirusa – zupełnie inny niż zawsze, ale jedno się nie zmieni: nasze stoły będą uginały się od wszelkiego rodzaju smakołyków.
I znów wielu z nas będzie „ciekła ślinka”, będziemy odmawiali wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi, będziemy się katowali. Przecież jesteśmy w treningu, budujemy formę na wiosnę, każdy gram tłuszczu jest zbędny. Znam wielu, którzy wychodzą z takiego założenia. Wy zapewne również.
Ludzie, nie zachowujmy się jak Michał Kwiatkowski, który ma rozpisane menu przez dietetyka Team Ineos na najbliższe dwa lata. Wyrzućmy dietę w kąt! Świat się nie zawali, jak zjemy w Boże Narodzenie więcej (oczywiście nie namawiam do obżarstwa – żeby było jasne). Jak spróbujemy każdej z potraw i zrobimy to z przyjemnością. Jak posiedzimy nieco dłużej przy stole, z ludźmi nam najbliższymi. Forma nie zając, nie ucieknie. Zwłaszcza w ciągu dwóch dni.
Posmakowanie – dosłowne – Bożego Narodzenia będzie o tyle przyjemniejsze, jeżeli znajdziemy czas na rodzinny wypad na rowerach. Spokojny, bez presji, bez planu treningowego. Z żoną/mężem, dzieciakami, może najbliższymi przyjaciółmi. Tak po prostu, przed siebie. Godzinka, dwie, a może dla niektórych trzy kręcenia na swoim ulubionym rowerze. Bez patrzenia na waty, na puls, na kadencję.
W spokojnym, wręcz spacerowym tempie. Na praktycznie pustych drogach, w zaśnieżonym lesie czy jadąc po pięknych alejkach parkowych, których nie mieliśmy czasu odwiedzić od kilku tygodni. Mimo że mieszkamy „rzut beretem” od tej zielonej strefy miasta. Bez presji, bez ciśnienia. Nie ma znaczenia czy wybierzemy rower szosowy, górski, gravela, miejski czy BMX-a.
Zapewne nie spocimy się jak podczas jazdy na maksa na trenażerze, czy wjeżdżając po raz 25. na okoliczną górkę, gdzie zawsze zimą budujemy formę. Ale to nie oznacza, że nie zaatakują nas endorfiny po powrocie do domu. Oj, zaatakują. I to ze zdwojoną siłą. Oprócz wysiłku fizycznego trening przyniesie nam relaks psychiczny związany ze wspólnym czasem spędzonym z ludźmi, których kochamy.
Bo rower to nie bezduszne treningi, które mamy rozpisane w kalendarzu, to nie tylko ciągła walka o poprawianie cyferek, to przede wszystkim przyjemność. Nie zapominajmy o tym, zwłaszcza w tak wyjątkowym czasie. Wesołych Świąt!
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.