Filip Helta – młody, odważny i ambitny kolarz Volkswagen Samochody Dostawcze MTB Team w „Kolarskich przesłuchaniach” opowiedział o swoich wspólnych pasjach z Aleksandrą Podgórską i największych sportowych sukcesach. Aktualny Mistrz Polski XCO do lat 23 odniósł się również do kwestii treningów w czasie restrykcji związanych z pandemią koronawirusa i wspomniał za co podziwia Maję Włoszczowską. Zapraszamy do lektury.
Rowerowa.pl: Czemu wybrałeś rower MTB? Myślałeś o innych odmianach kolarstwa?
Filip Helta: Postawiłem na kolarstwo górskie, ponieważ z tej odmiany zawsze można zmienić kierunek i przejść na rower szosowy. Wielu najlepszych zawodników zaczynało przygodę na rowerze MTB, po czym przebranżawiali się oni na szosę. W odwrotnej kolejności jest z tym raczej ciężko.Jazda w terenie od najmłodszych lat daje na całe życie czucie roweru, którego nie nauczymy się jeżdżąc tylko po asfalcie. Mam na koncie sporo krajowych jak i zagranicznych wyścigów szosowych z kategorii juniorskich, na których potrafiłem się odnaleźć. Nie ukrywam, że bardzo lubię jeździć na rowerze szosowym, prawie tak samo jak na sprzęcie do MTB.
Przeszedłeś w tym roku z wieku młodzieżowca do elity. Czy pomiędzy rywalizacją w tych kategoriach jest duża przepaść?
Poziom dzisiejszych najlepszych zawodników w kategorii U23 nie odbiega od czołówki elity. Widać to po czasach, jakie osiągają na wyścigach. W większości rywalizujemy przecież wszyscy razem, jedynie na Pucharach Świata i imprezach mistrzowskich startowaliśmy jako osobna kategoria. Przejście do elity nie będzie dla mnie jakąś dużą nowością.
Pandemia koronawirusa negatywnie wpłynęła też na kolarstwo MTB, wiele imprez zostało odwołanych. A Ty od początku 2020 roku byłeś w gazie. Jesteś głodny ścigania? Co robisz, by podtrzymać formę?
Tak, szykowaliśmy formę na etapówce w Hiszpanii, miesiąc później odbyliśmy tam zgrupowanie, zaliczając w tym kraju trzy kontrolne starty. Były one typowo treningowe, ale bardzo ciężkie. Poświęciliśmy wiele godzin, żeby wejść w sezon na odpowiednim poziomie. Niestety wszystko ułożyło się trochę inaczej.Od wielu lat w sezonie ścigam się praktycznie co weekend. Planowanie wyjazdu, pakowanie, szykowanie sprzętu, nowe miejsca, podróże, objazdy tras, pozytywny stres przedstartowy. Na pewno brakuje mi takiego życia w ciągłym biegu, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Uważam, że takie zwolnienie też nam dobrze zrobi. Osobiście wykorzystuję ten czas na jeszcze lepsze poznanie moich gór, czyli Sudetów. Odkrywam szlaki, nowe trasy, single. Rowerem szosowym dojeżdżam tam, gdzie wcześniej nie mogłem pojechać. W sezonie nie mamy czasu na takie dłuższe jazdy, ponieważ co tydzień się ścigamy. Formę podtrzymuję przez odpowiedni trening. Ćwiczę normalnie, przez siedem dni w tygodniu. Musieliśmy mocno zmienić nasz plan treningowy, którego celem było podtrzymanie tego, co wypracowaliśmy zimą. Od jakiegoś czasu wrzuciliśmy trochę treningu specjalistycznego. Jest szansa, że jesienią rozegrane zostaną wyścigi. Aktualnie spędzam sporo czasu w terenie, szlifując technikę i przełamując się na niektórych większych hopkach. Zazwyczaj na długie treningi zbieram ekipę i kręcimy wszyscy wspólnie.
Jesteś od niedawna kolarzem Volkswagen Samochody Dostawcze MTB Team. Ciężko było odejść Tobie z zespołu SGR Specialized? Spędziłeś tam dobrych kilka ostatnich lat. Jak odnajdujesz się w nowej drużynie?
Dobrze wspominam czas spędzony w SGR. Mamy wiele wspólnych wspomnień, przygód i sukcesów. Ekipa ta zawsze będzie bliska mojemu sercu. Poznałem tam wiele świetnych i profesjonalnych osób.Mieszkam obecnie niedaleko Srebrnej Góry, więc ciągle mam z nimi niezły kontakt. W nowej drużynie odnalazłem się bardzo szybko, praktycznie większość osób jest mi dobrze znana ze środowiska. Mamy już na koncie kilka wspólnych wyjazdów i wyścigów.
Jesteś partnerem Aleksandry Podgórskiej. Reprezentujecie w tym momencie barwy tego samego teamu. Trenujecie razem, a co za tym idzie spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu. Zapytam trochę żartobliwie, nie macie czasem siebie dość? Co łączy was w życiu poza waszą wspólną pasją?
Połączyła nas rowerowa pasja, ale mamy wiele innych wspólnych zainteresowań. Na trening wychodzimy razem, lecz każdy z nas jedzie osobno wykonać swoje zadanie w swoim tempie. Jak już pojedziemy wspólnie na trening, wówczas doceniamy, że mamy tą samą pasję i spędzamy świetnie czas na rowerowych szlakach. Myślę, że nasze życie jest tak mocno dynamiczne, że nikt nie ma siebie dość.Poza rowerem łączy nas dalej sport, ale w innych formach. Najbardziej zbliżyła nas miłość do zwierząt, a w szczególności do naszego psa, owczarka australijskiego – „Bezy”, która jest naszym oczkiem w głowie.Z innych zainteresowań przeważają te kulinarne. Wspólne gotowanie, ale i odkrywanie nowych restauracji oraz smaków, w szczególności kuchni azjatyckiej.
Twoim głównym sportowym celem jest reprezentowanie Polski na igrzyskach olimpijskich. Czy bierzesz pod uwagę start w Tokio 2021?
Jestem w gronie zawodników, którzy zbierają punkty do rankingu olimpijskiego. Robię cały czas swoje. Kto pojedzie do Tokio, zadecydują wyścigi eliminacyjne, które prawdopodobnie odbędą się w przyszłym roku na wiosnę.
W 2015 roku w Andorze rywalizowałeś w sztafecie mieszanej podczas mistrzostw globu w kolarstwie górskim. Jechałeś wtedy wspólnie m.in. z Mają Włoszczowską, którą nazywałeś wówczas „szefową”. Pamiętasz te zmagania? Maja to twój sportowy autorytet?
Zgadza się. To był wtedy mój drugi występ w sztafecie na imprezie mistrzowskiej. Niesamowite przeżycie jak i doświadczenie. Byłem wówczas juniorem, a jazda w sztafecie to bardzo duża odpowiedzialność. Oczywiście miałem mocny stres, ale i mobilizację. Czułem wyróżnienie, że mogę reprezentować swój kraj. Na starcie byli najlepsi zawodnicy w każdej kategorii z danej reprezentacji. Niestety tego dnia trasa była bardzo ciężka, do tego naprawdę mokra. Ześlizgnąłem się na jednym z trawersów i połamałem klamkę hamulcową, co sprawiło, że do mety dojechałem na jednym hamulcu.
Doświadczenie, jakie zdobyłem, pomogło mi w przyszłości. Po tym wyścigu stanąłem na linii startu mistrzostw świata i Europy sztafet jeszcze czterokrotnie, w sumie było tych występów sześć. Moje wcześniejsze doświadczenia zaowocowały najbardziej w 2019 roku, kiedy podczas wyścigu drużyn na ME i MŚ potrafiłem wykręcić naprawdę dobre czasy, wyciągając Polskę na wysokie pozycje. Jeśli chodzi o Maję, to jest jedną z najlepszych kolarek w historii kobiecego MTB. Jej opór w dążeniu do celu i determinacja jest wzorem dla wielu sportowców. Myślę, że wiele wyścigów potrafi wygrywać głową. Bardzo ją szanuję za pełen profesjonalizm.
Mistrzostwo Polski U23 to twój największy dotychczasowy sukces, czy jakieś zagraniczne osiągnięcia cenisz sobie bardziej?
Mistrzostwa Polski to tylko formalnie największy sukces. W sezonie 2019 miałem kilka wyścigów, w których zabrakło szczęścia. Mam tu na myśli m.in. mistrzostwa Europy w Brnie, na których w połowie wyścigu jechałem w okolicy dziesiątego miejsca. Niestety przez awarię przedniego amortyzatora złapałem kapcia w przednim kole i tak skończyła się moja walka o czołową „10” w Europie. Jeszcze po defekcie potrafiłem przejechać ostatnią rundę z czwartym czasem. Byłem tego dnia w naprawdę dobrej dyspozycji. Poza tym za duży sukces uważam swój występ na Pucharze Czech C1, w którym zwyciężyłem w kategorii U23. Poza tym stałem na podium wyścigu Maja Włoszczowska MTB Race UCI HC, przy bardzo mocnej światowej obsadzie w Jeleniej Górze. Odniosłem też zwycięstwo w wyścigu UCI na Słowacji. Jako junior wygrywałem Puchary Czech, w Polsce zebrałem wszystko i byłem piętnasty na mistrzostwach Europy. Myślę, że do swoich największych dotychczasowych osiągnięć w kategorii U23 zaliczę Puchar Świata w Nowym Mieście na Morawach (16 miejsce), Mistrzostwa Świata w Mont Sainte Anne (21 lokata) oraz wyścig u Majki plus wspomniane Puchary Czech.
Na trasach u naszych południowych sąsiadów czujesz się jak ryba w wodzie. Czym różnią się trasy w Czechach od tych, jakie mamy do dyspozycji w Polsce?
Uważam, że na takich wyścigach jak w Jeleniej Górze czy w Wałbrzychu są lepsze trasy, niż na Pucharach Czech. W Polsce trasy XCO poszły w dobrym kierunku. Każdy z organizatorów obserwuje trasy na Zachodzie i stara się dorównać tym najlepszym. Zdarzają się w Polsce zawody, na których kolarze ścigają się po polu, ale ma to miejsce już coraz rzadziej.
W tym sezonie, przed pandemią koronawirusa, zdążyłeś wziąć udział w zawodach w Hiszpanii. Gdyby nie defekty, to miejsce w Top 20 było według Ciebie realne?
Były to bardzo trudne wyścigi pod względem klasy i światowej obsady. Moja forma też nie należała wtedy do najlepszych, bo byłem cały czas w treningu. Takie zmagania najbardziej bolą. Uważam, że było to dobre zagranie w przygotowaniu do sezonu. Możliwe, że czołowa „20” była w moim zasięgu. Na tamtym wyścigu, gdzie doznałem defektu, trasa była poprowadzona po jednym wielkim kamienisku,
Jak taki aktywny człowiek jak Ty przetrwał ten trudny okres i związane z nim restrykcje? Mam tu na myśli w szczególności zakaz wstępu do lasu.
Jak już wspomniałem, ciągle robiłem swoje. Mieszkam w takich okolicach, że mogłem sobie pozwolić na swobodne trenowanie na świeżym powietrzu, a z lasu nikt mnie nie wyganiał. Na trenażer nawet nie spojrzałem. Myślę, że ludzie dali sobą mocno manipulować.
Jak zachęciłbyś dzieci i młodzież do pójścia w twoje ślady? Czemu kolarstwo MTB jest lepsze niż np. trening piłki nożnej?
Rowerem możemy być w takich miejscach, gdzie nigdy się nie dotrze, grając w piłkę na boisku. Z tego co obserwuję, to już coraz więcej dzieciaków próbuje kolarstwa w różnych szkółkach i klubach, więc czasy powoli się zmieniają.
W jakich warunkach lubisz rywalizować najbardziej? Deszcz plus błoto, a może suchy teren i słońce? Pamiętasz jakieś ekstremalne zawody?
Osobiście wole warunki umiarkowane. Lubię rywalizować w czasie deszczu, ale zdarza się to rzadko. Mam w pamięci kilka wyścigów rozegranych w skrajnych warunkach pogodowych. Ten ostatni to mistrzostwa świata w Kanadzie, gdzie zawody odbywały się po intensywnych opadach. Trasa, która jest ciężka na suchej nawierzchni, bardzo się zmieniła. Zjazdy były dwa razy trudniejsze, a odcinki po skałach były jak zjazd po mokrych kafelkach.
W latach 90-tych wielu Polaków rzuciło się na rowery górskie. Czy twoim zdaniem szał na nie w naszym kraju już minął?
Sądzę, że dopiero teraz Polacy zaczęli wychodzić z domów i uprawiać sport. Jeszcze nigdy nie spotykałem na szlakach tylu rowerzystów, co teraz. Rowery górskie są uniwersalne, dlatego bardzo dużo ludzi je kupuje. Sport to zdrowie.
Czego życzyć Filipowi Helcie na koniec naszego wywiadu?
Dużo szczęścia na trasach oraz zdrowia.
Wywiad z Filipem Heltą przeprowadził Maciej Mikołajczyk – Rowerowa.pl