Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Kiedyś to było… Dlaczego polskie kolarstwo nie jest już sportem narodowym?

Kiedyś to było… Dlaczego polskie kolarstwo nie jest już sportem narodowym?

W czasach PRL-u sukcesy polskich kolarzy wywoływały porównywalne emocje do tych związanych z grą piłkarzy. Dzisiaj? Mundial, który właśnie rozpoczął się w Katarze, przyciągnie przed telewizory kilkanaście milionów Polaków. Kolarstwo? Lepiej nie pytać.

Tekst przeczytasz w ok. 7 minut.

Udostępnij artykuł

W czasach PRL-u sukcesy polskich kolarzy wywoływały porównywalne emocje do tych związanych z grą piłkarzy. Dzisiaj? Mundial, który właśnie rozpoczął się w Katarze, przyciągnie przed telewizory kilkanaście milionów Polaków. Kolarstwo? Lepiej nie pytać.

Polacy kochali kolarstwo

1971 – Ryszard Szurkowski, 1973 – znów Ryszard Szurkowski, 1979 – Jan Jankiewicz, 1985 – Lech Piasecki, 1989 – Joachim Halupczok. W ciągu niespełna 20 lat polscy kolarze aż pięciokrotnie wygrywali plebiscyt na Sportowca Roku. To były czasy!

Wyścig Pokoju wzbudzał potężne zainteresowanie. Stadiony, gdzie często były rozgrywane ostatnie metry poszczególnych etapów, gromadziły po kilkadziesiąt tysięcy widzów, setki tysięcy kibiców przy drogach, którymi sunął peleton, a miliony Polaków kupowały „Trybunę Ludu”, w której można było znaleźć wszystkie szczegóły tych zawodów.

To wtedy dzieciaki na podwórkach prześcigały się o to, kto jest Szurkowskim, a kto Szozdą. To wtedy marzeniem wielu była kariera kolarska.

W latach siedemdziesiątych XX wieku – bez cienia przesady – można było postawić znak równości między popularnością kolarstwa, a… piłki nożnej.

Kapitalizm odciął finansowanie

Foto: Ralph z pixaby

Teraz nie mieści się to w głowie. Wyjazd polskich piłkarzy na mistrzostwa świata, które właśnie (dokładnie 20.11.2022) roku rozpoczęły się w Katarze wzbudził większe emocje, niż suma całego zainteresowania polskim kolarstwem w ostatnich powiedzmy dwóch, trzech latach. A przecież Biało-Czerwoni raczej nie należą do faworytów piłkarskiego mundialu.

Skąd ten rozjazd? Co poszło nie tak, że piłka nożna nadal została dyscypliną numer jeden z Polsce, a kolarstwo z miana sportu narodowego spadło do trzeciej ligi?

Czynników – jak to zwykle bywa – jest bardzo dużo. Nie da się wskazać jednego elementu, który jest odpowiedzialny za taką sytuację. To niemożliwe.

Kolarstwo w czasach PRL-u było bardzo mocne, bo i na wysokim poziomie stało szkolenie młodzieży. A brało się to stąd, że wielkie, państwowe zakłady nie oszczędzały na inwestycjach w zespoły kolarskie. Kiedy przyszły lata 90. i kapitalizm, cały system się posypał. Bo zabrakło finansowania. Tak z dnia na dzień.

Nieważne, że rower był zardzewiały i piszczał

No i zaczęły się schody. Upadały nie tylko drużyny, ale i lokalne wyścigi, których w czasach PRL-u było w bród. Nieżyjący już Szurkowski właśnie podczas takich zawodów rozpoczynał swoją wielką karierę.

Pod koniec 2018 roku tak pisałem o tych początkach w artykule „Król Ryszard Lwie Serce” w Magazynie Wirtualnej Polski:

„Lipiec 1958. 12-letni Rysiu Szurkowski bierze udział w „wyścigu” przełajowym wokół Świebodowa. Pętla liczy mniej więcej 6 kilometrów: najpierw 1,5 kilometra kiepskiego asfaltu, potem leśna droga, wyboje, trochę błota po nocnej ulewie, na koniec wyjazd na nawierzchnię ułożoną z betonowych płyt. Peleton liczy siedmiu kolarzy, od 10 do 15 lat. Wszyscy jadą na zbyt dużych, piszczących i zardzewiałych rowerach. Rowerach, które pamiętają II wojnę światową. Przy wjeździe do lasu Szurkowski upada.

Szlifuje prawą część ciała, krwawi ręka, krwawi noga, boli biodro. Gorzej, że niemiecki Diamant jest mocno pokiereszowany. Przednie koło wygląda, jakby miało się zaraz rozpaść, kierownica nie bardzo chce współpracować, reaguje ze sporym opóźnieniem. Mimo to Szurkowski wskakuje (dosłownie, bo rower jest o kilka rozmiarów za duży) na siodełko i pędzi za rywalami. Dopada ich kilkaset metrów przed końcem trasy, mija z łatwością i podnosi ręce w geście triumfu na linii mety. Zapomina o krzywym kole i kierownicy i znów się wywraca.

Ale ta wywrotka jest już za metą. A on jest szczęśliwy. Wygrał. Przecież to było najważniejsze”.

Piramida mocno naruszona

Kiedy nastały nowe czasy, w Polsce zabrakło pieniędzy – a może i chęci organizatorów – na takie zawody. Każdy gdzieś biegał, szukał pieniędzy, próbował związać koniec z końcem. Sport, kolarstwo również, nie był na czele listy priorytetów.

Piramida została mocno naruszona. Skoro nic nie działo się w fundamentach, z kategorii młodzieżowych nie wychodziły tabuny utalentowanych kolarzy, to i wśród seniorów zapanowała bieda urodzaju. Przez wiele lat nie słyszeliśmy o sukcesach Biało-Czerwonych.

Ratowały nas pojedyncze radości: a to Zenon Jaskuła, a to Michał Kwiatkowski, a to Rafał Majka. Jednostki, które przebiły się do światowej czołówki mimo dramatycznego stanu polskiego kolarstwa. Jednostki, które szybko wyjechały poza granice kraju i dzięki temu ich rozwój potoczył się w dobrym kierunku.

A generalnie polskie kolarstwo spadało w hierarchii przeciętnych kibiców coraz niżej i niżej. Nie było już mowy o porównywaniu go do piłki nożnej. Raczej do… hokeja na trawie.

Siatkówka dała radę

Polski Związek Kolarski też nie pomagał. Miał swoje problemy, odkąd pamiętamy zawsze ciążył na nim dług związany z nieprawidłowościami wokół budowy toru w Pruszkowie. Nie było człowieka, który potrafiłby przeciąć ten węzeł gordyjski. Nie było również pomysłu na wykorzystanie sukcesu Michała Kwiatkowskiego, który w 2014 roku wywalczył tytuł mistrza świata.

Kiedy polscy siatkarze przywieźli srebrny medal z MŚ w 2006 roku, w Polskim Związku Piłki Siatkowej powstała specjalna grupa, która opracowała program szkolenia młodzieży. Program nowoczesny, który szybko przyniósł kolejne medale, a polscy siatkarze od lat – nieprzerwanie – są światowymi gigantami.

Kiedy jesienią 2017 roku wybuchła seksafera związana z byłym dyrektorem sportowym PZKol-u (który zresztą jako jeden z niewielu pracował nad programem szkolenia) na polskim kolarstwie można było postawić krzyżyk. Nikt nie myślał o szkoleniu. Rozpoczęła się walka o każdą złotówkę. O przetrwanie.

I choć na chwilę wyjrzało słońce, firma CCC zainwestowała i obok teamu, który jechał w największych wyścigach świata, postawiła na młodzież (CCC Development Team) oraz dzieci (UKS Copernicus Toruń CCC), to przyszła pandemia koronawirusa i ambitny projekt został wyrzucony do kosza.

fot. CCC Team Szymon Sikora

Dno zostało osiągnięte

W efekcie polskie kolarstwo nie wzbudza emocji. Ludzie nie interesują się tą dyscypliną sportową. Dobra, podczas Tour de Pologne wyjdą z domów, staną przy drodze i z ciekawości zerkną na peleton, ale nie żyją występami naszych zawodników na codzień.

Efekt? Na liście 25 nominowanych do tytułu Sportowca Roku 2022 nie ma ani jednego kolarza. Ani jednego! A mamy przedstawicieli… golfa, wspinaczki sportowej czy kobiecego rugby. Nasza, ukochana dyscyplina osiągnęła dno.

Co ciekawe, trzeba to wyraźnie podkreślić, kolarstwo ma fundament, aby się od tego dnia odbić. Jazda na rowerze nadal jest w ścisłej czołówce ulubionych aktywności Polaków. Większość z nas jeździ dla utrzymania formy, dla towarzystwa, do pracy.

A skoro jeździ mama, jeździ tata, to dziecko też chce mieć rower. I ma. Zdecydowana większość ma. Teraz tylko w rękach ludzi odpowiedzialnych za polskie kolarstwo, aby ten trend przełożyć na wymierne sukcesy. Od lat czekamy. I frustracja rośnie z roku na rok.

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.