Wielogodzinne treningi, ponad dwie trzecie roku poza domem, bez rodziny,...
Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.
Wielogodzinne treningi, ponad dwie trzecie roku poza domem, bez rodziny, ekstremalny wysiłek podczas wyścigów. Życie kolarza nie jest łatwe. To jedna z najbardziej wymagających dyscyplin sportowych.
To ile można zarobić na tych wyrzeczeniach? – ktoś zapyta. W powietrzu krążą legendy, że kolarstwo to ubogi krewny bardziej dochodowych dyscyplin, np. piłki nożnej. Z wyjaśnieniem ruszyli dziennikarze francuskiego „L’Equipe”. Ta jedna z najbardziej prestiżowych gazet sportowy świata opublikowała (posługując się danymi nieoficjalnymi, to warto podkreślić) poziom zarobków 20 najlepiej opłacanych kolarzy świata.
I tak… Pierwsze miejsce zajął Christopher Froome, który po zmianie barw (z Ineos na Israel Start-Up Nation) inkasuje rocznie 5,5 mln euro brutto. To grubo ponad 25 milionów złotych. Czyli ponad dwa miliony złotych miesięcznie. Oczywiście od tej kwoty należy odliczyć podatek. Mimo wszystko to bardzo wysoka kwota. Dla przeciętnego Kowalskiego (czyli dla większości z nas) – kosmiczna. Możemy sobie tylko pomarzyć, co moglibyśmy kupić sobie, gdyby co miesiąc na naszym koncie pojawiały się takie pieniądze.
Czy 5,5 mln brutto to wysoka kwota w zawodowym sporcie? A to już inna sprawa. Robert Lewandowski zarabia w Bayernie mniej więcej cztery razy więcej (22 mln euro). Gwiazdy NBA? To już „przebitka” jest na poziomie x 7. Najlepsi koszykarze świata mają klubowe kontrakty w okolicach 35 i ponad mln euro (w przeliczeniu z dolarów) rocznie. Tenisiści? Tam też kwoty są o wiele wyższe niż w kolarstwie.
A przecież przykład Froome’a to wyjątek. Co prawda bardzo podobne pieniądze inkasują jeszcze Peter Sagan (5 mln euro) oraz Tadej Pogacar (również 5 mln), ale kolejne miejsca na liście są już o wiele słabiej wyceniane. Michał Kwiatkowski – jedyny Polak w czołówce – zajmuje w rankingu szóstą pozycję z kwotą 2,5 mln euro rocznie. Były mistrz świata, zwycięzca monumentu Mediolan-San Remo czy wyścigu Tirreno-Adriatico zasłużył na tak wysokie miejsce, bez dwóch zdań.
Potencjał finansowy dyscypliny można ocenić jednak nie przez pryzmat tych największych gwiazd (tutaj w kolarstwie, jak widać powyżej nie jest najgorzej), ale patrząc na drugi, a najlepiej trzeci garnitur. I tutaj jest bardzo kiepsko.
40 tys. euro rocznie (czyli około 185 tys. zł) to minimalne wynagrodzenie kolarza w World Tourze. Wychodzi kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. To zarobki średniej jakości piłkarza z polskiej, drugiej (!) ligi. A przecież w drużynach ze słabszych kategorii kolarskich (ProTeams i ekipy kontynentalne) te pieniądze są jeszcze niższe. Nieprzypadkowo w Polsce mamy zaledwie dwie ekipy kontynentalne, a klubów piłkarskich tysiące. Taka jest siła obu sportów.
Zarobki Froome’a czy Kwiatkowskiego to nic innego jak puder przykrywający mizerną kondycję finansową kolarstwa, jako całej dyscypliny. Na szczyt przebijają się nieliczni, którzy potem mogą pozwolić sobie na godne (a nawet bogate) życie. Reszta? Różowo nie jest.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty