Kolarstwo górskie jest niezwykle popularne wśród amatorów, tłumy Polaków jeżdżą na tzw. „góralach”. Jednak polskie kolarstwa górskie to od wielu lat tylko jedno nazwisko – Maja Włoszczowska.
Maja Włoszczowska to synonim polskiego kolarstwa górskiego. Na swoim koncie ma:
2 srebrne medale Igrzysk Olimpijskich;
10 medali mistrzostw świata w MTB (1 złoty, 7 srebrnych, dwa brązowe);
7 medali mistrzostw Europy w MTB (2 złote, 4 srebrne i 1 brązowy);
brązowy medal Igrzysk Europejskich.
Ponadto była mistrzynią świata i wicemistrzynią Europy w maratonie. Nie trzeba wspominać o tym, że kiedy startuje na mistrzostwach Polski to zdobywa biało-czerwoną koszulkę.
Na upragnioną tęczową koszulkę przyszło jej czekać dość długo, bowiem wywalczyła ją dopiero w 2010 roku. Jednak dopięła swego. Do dopełniania swojej kolekcji brakuje jej tylko złotego i brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich, ale o tym przy innej okazji.
Maja Włoszczowska 4 września 2010 roku na trudnej technicznie trasie w kanadyjskim Mont-Sainte-Anne okazała się bezkonkurencyjna. Na mecie zameldowała się z dużą przewagą nad broniącą tytułu Iriną Kalentiewą i Amerykanką Willow Koerber.
Do ciekawych scen doszło na konferencji prasowej po ceremonii medalowej. Włoszczowska przeprowadziła krótką lekcję języka polskiego, a konkretnie jak prawidłowo wypowiadać imię i nazwisko.
Warto sobie przypomnieć krótką relację z tego wyścigu
Maja Włoszczowska bez wątpienia jest żywą legendą polskiego sportu. Naszym jedynym zmartwieniem jest to, że na horyzoncie nie widać następców. Przez chwilę była Anna Szafraniec, a następnie Aleksandra Dawidowicz, lecz nie spełniły one oczekiwań. Nikt nie wysyła Mai na sportową emeryturę, ale być może po zakończeniu kariery to ona zajmie się wynajdowaniem i szkoleniem polskich talentów w kolarstwie górskim.