Ani to oryginalne (przypuszczam, że ten punkt znalazł się na 38 milionach kartek w Polsce i prawie ośmiu miliardach na całym świecie), ani specjalnie związane z kolarstwem. A właśnie, że nie. Jest bardzo związane z rowerami.
Bo… Jeżeli pandemia nie da nam żyć, to nadal będziemy musieli z niepokojem obserwować kolejne obostrzenia, czy możemy wyjść na rower, czy już nam nie wolno. Nadal będziemy musieli patrzeć, jak z kalendarza „spadają” kolejne fantastyczne imprezy amatorskie, do których przygotowywaliśmy się przez całą zimę. Nadal nie będzie można trenować w większych grupach.
Będziemy też świadkami okrojonego do granic dobrego smaku zawodowego sezonu kolarskiego. A jak już wkręcimy się w kibicowanie, to nie obejrzymy się, a emocje sportowe się zakończą, bo ściganie znów będzie trwać trzy, góra cztery miesiące. Nie mówiąc o tym, że nie będziemy mogli wyjść na zewnątrz, pojechać w góry i razem z dziesiątkami tysięcy innych fanów pomagać swoim idolom tuż przy trasie. Niewiadoma, Majka, Kwiatkowski? Znów będą musieli radzić sobie bez nas.
Marzę, aby kierowcy i rowerzyści znaleźli w końcu wspólny język. Wiem, że to cholernie trudne, wydaje się praktycznie niemożliwe, ale… Ciągle mam nadzieję. Przecież w Polsce regularnie na rowerach jeździ potężna grupa (grubo ponad połowa) ludzi. Ci ludzie wsiadają potem za kierownicę. Wystarczy, że będą o tym pamiętali mijając każdego rowerzystę.
Usłyszałem kiedyś takie mądre słowa: „jedź samochodem tak, jakby każdy kolarz poruszający się na drodze był twoim dzieckiem”. Zapamiętajmy proszę. Niech to będzie nasze wspólne motto.
Oczywiście jest też druga strona medalu. Kochani Rowerzyści. Nie denerwujcie kierowców, nie łamcie prawa, nie wymachujcie rękami, jak ktoś popełni błąd. – Szanujmy się – nie raz i nie dwa słyszałem to z ust polskich zawodowców, choćby Marty Lach czy Marka Konwy.
Wiem, że i tak jest postęp. Wiem, że po największych polskich miastach jeździ się coraz bezpieczniej. Ale to jak z apetytem na coś dobrego: ciągle nam mało.
Tylko dobrze zorganizowane, połączone w jedną sieć i przede wszystkim bezpieczne drogi rowerowe spowodują, że będzie mniej wypadków, ludzie chętniej porzucą samochody i pojadą do pracy rowerami, w końcu podniesiemy kulturę kolarską. Wystarczy zerknąć – z nieudawaną zazdrością – na Danię czy Szwecję.
Każdy trend, każdy rozwój potrzebuje impulsów. Dla rowerzystów to zawsze jest sukces sportowy. Wtedy każdy (a przede wszystkim dzieciaki!) chce być Majką Włoszczowską, Rafałem Majką czy Michałem Kwiatkowskim. A w parkach nagle jest aż ciemno od kolarzy-amatorów.
W 2021 roku mamy (oby!) igrzyska olimpijskie. Gdybyśmy powtórzyli sukces z Rio de Janeiro (wówczas medal przywiózł Majką). A może nawet uda się wyrwać od losu coś więcej? Mamy naprawdę sporo szans w kolarstwie: szosowym, torowym i górskim.
A tak już indywidualnie… Obyśmy mieli więcej czasu na przejażdżki naszymi ukochanymi rowerami. Im więcej będziemy „kręcić” przed siebie na świeżym powietrzu, tym będziemy zdrowsi, nie będziemy chorować. Lepsza kondycja fizyczna automatycznie przełoży się na pozytywne myślenie i higienę psychiczną.
Na dowód zostawię słowa Adama Bieleckiego, naszego doskonałego himalaisty, ale też kolarza-amatora. – Moim zdaniem każdy powinien przynajmniej raz, dwa razy w tygodniu ruszyć się z kanapy, z domu. Nawet nie dla ciała, nie dla zdrowia fizycznego, ale dla higieny psychicznej. Spacerując, biegając, jeżdżąc na rowerze możemy się zresetować. To czas tylko dla nas. Możemy zostawić w domu wszystkie problemy, albo spojrzeć na nie z innej, spokojniejszej perspektywy. To naprawdę pomaga. Polecam wszystkim.
Do Siego Roku!