Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

„Szaleniec” z pasją do dwóch kółek

„Szaleniec” z pasją do dwóch kółek

Wojciech Czermak, aktywny chłopak z Kalwarii Zebrzydowskiej, urodził się po...
Tekst przeczytasz w ok. 7 minut.

Udostępnij artykuł

Wojciech Czermak, aktywny chłopak z Kalwarii Zebrzydowskiej, urodził się po to, by jeździć na rowerze. Od razu wybrał ekstremalną odmianę – trial rowerowy. Potem przerzucił się na downhill. W obu tych kolarskich konkurencjach był mistrzem Polski. Adrenalinę ma we krwi i nawet niezwykle ciężki uraz nie odwiódł go od sportu.

Miłość do trialu

– Gdy miałem 9 lat zainteresowałem się trialem – opowiada Wojtek. – Brat kolegi jeździł na takim rowerze w PKS św. Józef Kalwaria Zebrzydowska. Michał Kucharczyk – bo o nim mowa – „zaraził” mnie miłością do tego sportu. On przestał jeździć, a mi zaczęło się to coraz bardziej podobać.

Rodzice kupili mu rower, zapisali do pobliskiej Aquili Stryszów. Jeździł głównie koło domu. Tata przywiózł specjalne palety i równoważnie, które rozłożyli na placyku.

– Ciężko była na początku – wspomina Wojtek. – Trudno było złapać równowagę. Dlatego też niełatwo było się zmotywować. Trenowałem jednak zaciekle – u siebie, u kolegi, a zimą pod dachem – w specjalnej hali u jednego z kolegów. Dopiero po roku coś zaczęło mi wychodzić. Inni odpuścili, a ja byłem zacięty. Początki techniki nabywałem pod okiem Tomka Kramarczyka w garażu jego rodzinnego domu w Stryszowie. Ta dyscyplina wymaga sporych nakładów pracy. Ale byłem zacięty.

Sięgnął po tytuł mistrza Polski w trialu rowerowym, ale taki nieoficjalny, bo w kategorii Młodzików (Polski Związek Kolarski przyznaje tytuły mistrzów Polski od kategorii Junior). Gdy był juniorem zdobył tytuł wicemistrzowski, wygrał też rundy mistrzostw Czech.


Foto: Jacek Kaczmarczyk

Górka, śnieg, narty, pniak i… dwie złamane nogi

– To był „gruby” wypadek – wspomina zawodnik. – Trzy dni przed Sylwestrem w 2012 roku w lesie w Kalwarii Zebrzydowskiej skakaliśmy sobie z kolegami. Było mało śniegu, przewróciłem się na pniaku, wpadłem w drzewo i … złamałem obie nogi! Najpierw był jeden zjazd – koledzy stwierdzili, że im się nie podoba, przeszli na drugą stronę lasu, a ja postanowiłem spróbować jeszcze raz. I stało się. Zanim mnie pozbierali, czekałem chyba pół godziny. Zadzwoniłem po rodziców, bo mieli terenowe auto, które mogło podjechać w miejsce, gdzie leżałem. Przywieźli od sąsiadów jakieś drzwi. Ułożyli mnie na nich i tak transportowali do Wadowic. To była chyba najdłuższa podróż w moim życiu. Myślałem, że złamałem jedna nogę, byłem bliski utraty przytomności, ale jakoś przetrwałem. W szpitalu okazało się, że jest gorzej – złamane są dwie kończyny, była operacja, gips, a później prawie trzy miesiące nie chodziłem.


Foto: http://www.facebook.com/czermak.wojtek

Pokochał downhill

Pół roku wcześniej zainteresował się zjazdem rowerowym, oglądał filmy z tego sportu. Gdy już mógł wrócić do roweru, uznał, że „trialówka” obciąża go bardzo, co innego rower zjazdowy z amortyzatorami. Postawił na ten drugi. Jeszcze startował w trialu, ale to już nie było to. I okazało się, że ma smykałkę także do zjazdów. Tytuł mistrza kraju wśród juniorów, następnie w elicie – pięć lat temu. Jako jedyny w kraju objechał podczas mistrzostw hegemona w tej dyscyplinie – Sławomira Łukasika.

Gdzie można pozjeżdżać?. Dawniej był Chełm koło Myślenic, ale już nie można tam jeździć. Co pozostaje? Śnieżnica, góra Żar, Wisła i Czarna Góra na Dolnym Śląsku.

– Startuję w barwach Go Ride NS Bike Racing Team, choć właściwie jestem niestowarzyszony – opowiada Wojtek. – Na zawodach jednak mam strój teamowy. Zaczynałem stratować z kolegą z Aquili Rafałem Kumorowskim, bardzo pomagał mi Stanisław Kruk, wożąc na zawody i wprowadzając w ten sport.

Zjazd jak formuła 1

Największe sukcesy? Brązowy medal mistrzostw Europy w Wiśle w 2016 r. Rok wcześniej został mistrzem Polski. Wygrywał puchary Słowacji i Czech.

– Na Pucharze Europy było ciężko, udało mi się kilka razy uplasować w dziesiątce – wspomina. – Na mistrzostwach świata w Szwajcarii dwa lata temu byłem 57. Światowy downhill jest jak formuła 1. Wielką rolę odgrywa sprzęt. Rower kosztuje około 10 tys. zł, a taki nasz, zawodniczy – 25 tys. Na szczęście firma NS Bike daje nam je w użytkowanie. Reklamujemy sprzęt i obie strony są zadowolone. Ale jest ogromna przepaść między nami, a zagranicznymi teamami. Gdy jesteśmy na zawodach Pucharu Świata, to nie mamy wstępu z autem do strefy pod wyciąg. Sam taszczę dwa koła na plecach. Bogate teamy mają pełną obsługę, pomiary czasów – odcinkowe, zaawansowane prace nad geometrią ram.

„Wygaszanie” pasji zawodniczej

Od roku, dwóch lat Czermak stopniowo odpuszcza starty. Nie ma wyników na miarę oczekiwań. Lubi pojeździć rowerem enduro, tak hobbystycznie, dla przyjemności.

– Nie osiągnąłem takich wyników, jakie chciałem – mówi zawodnik. – Już mniej trenowałem, całą zimę spędziłem w pracy na Islandii. Zachęcony przez kolegę pracowałem w restauracji. Wziąłem też oczywiście rower, by trochę pozwiedzać ten kraj.

Przyleciał i… trafił na kwarantannę. Zabrakło mu godziny, by jeszcze normalnie funkcjonować. Po wprowadzeniu ograniczeń musiał spędzić dwa tygodnie w domu.

– Na pięć dni przed planowanym powrotem dowiedziałem się, że odwołano mój lot – mówi. – Musiałem kupić bilet w ostatniej chwili, pięć razy drożej. I jeszcze ta kwarantanna, byłem kontrolowany, ale wreszcie się to skończyło.

Teraz zjazd traktuje jako hobby. – Jeszcze parę lat temu myślałem, że osiągnę więcej – mówi. – Teraz chciałbym jakoś z tego żyć, zarabiać na tym. Jestem instruktorem, mogę służyć pomocą podczas obozów młodzieżowych, z tym, że teraz ich nie ma z oczywistych względów. Chciałbym pracować z dziećmi. Zajmowałbym się też szkoleniem indywidualnym. Dorabiam sobie też wyjeżdżając sezonowo. Bardzo dużo zawdzięczam rodzicom, którzy bardzo mi pomogli w realizowaniu mojej pasji.

A sportowych wzorów nie miał. Ma starszą siostrę, która jednak nie zajmuje się sportem, a grafiką. Mama za to połknęła sportowego bakcyla, lubi chodzić na siłownię.


Foto: Jacek Kaczmarczyk

Trudna przyszłość DH

Czy polscy zawodnicy mogą dogonić tych z Zachodu w downhillu? – Rywale nam uciekają, potrzebny byłby duży sponsor, który pomógłby polskim zawodnikom dojść do poziomu rywali – mówi Czermak. – Zagraniczne teamy nie myślą bowiem o zjazdowcach z naszego kraju. Fajnie, że jest taki profesjonalny team z Krakowa. Pierwszy rok był najlepszy, dopiero potem przyszła presja na wyniki, a z tym było ciężko. Mój kolega, a zarazem największy rywal – Sławek Łukasik z Wieliczki jest dominatorem w naszym kraju w tym sporcie. Od 10 lat jestem jedyną osobą, która pokonała go podczas mistrzostw Polski. Wygrał mistrzostwa Europy, w których ja byłem trzeci. Jeździł w profesjonalnym teamie w Szwajcarii, ale nie dał rady się tam długo utrzymać.

Jaka będzie przyszłość downhillu u nas? Z roku na rok jest coraz mniej zawodników, choć trochę ludzi jeździ, ale tak rekreacyjnie. Są trasy w Bielsku-Białej, Zawoi, ale takie bardziej pod enduro. Mniej też już coraz bardziej cieszy rower enduro, nie ten zjazdowy, którym nie da się podjeżdżać.

Jacek Żukowski Gazeta Krakowska, Dziennik Polski

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.