Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

„Ten, który bił Ruskich rowerową pompką”… Od Stanisława Królaka zaczęło się polskie kolarstwo szosowe

„Ten, który bił Ruskich rowerową pompką”… Od Stanisława Królaka zaczęło się polskie kolarstwo szosowe

To właśnie ten sportowiec wlał nadzieję w polski naród, że można stawić czoło reprezentantom Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jako pierwszy Polak wygrał Wyścig Pokoju. Kibice wpadli w euforię.

Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.

Udostępnij artykuł

To właśnie ten sportowiec wlał nadzieję w polski naród, że można stawić czoło reprezentantom Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Jako pierwszy Polak wygrał Wyścig Pokoju. Kibice wpadli w euforię.

„Panie Staszku, niech pan opowie, jak bił pan Ruskich pompką rowerową” – takie prośby często słyszał Stanisław Królak. Kolarz Legii Warszawa, triumfator Wyścigu Pokoju z 1956 roku, wielokrotny mistrz kraju otwierał wtedy oczy ze zdziwienia. Skąd takie pytanie? Przecież my się w peletonie nie bijemy? Kto to wymyślił? Zastanawiał się głośno.

Bił czy nie bił – plotka miała się całkiem dobrze wśród polskich kibiców, którzy pokochali Królaka miłością bezwarunkową. Nic dziwnego, jako pierwszy kolarz znad Wisły utarł nosa reprezentantom ZSRR i wygrał Wyścig Pokoju. Imprezę, której prestiż i znaczenie, w tamtych czasach (lata 50. XX wieku), przebijał wszystko. Nawet mistrzostwa świata.

Wedle legendy ludowej Królak miał bić „Ruskich” pompką (wtedy zawodnicy wozili ją przyczepioną na ramie) po… nerkach. W tunelach, pod mostami – tam gdzie na chwilę było ciemno i sędziowie nie mogli dostrzec nieczystych zagrywek. W 1956 roku mówiło się nawet, że Nikołaj Kolumbiet podjął rękawicę i walczył „na pompki” z Królakiem. Nie wiadomo, kto wygrał. W klasyfikacji generalnej lepszy był Królak. Wygrał cały Wyścig Pokoju i… Polscy kibice oszaleli na jego punkcie.

Został celebrytą, jak na powojenne czasy. Nie było telewizji, nie było internetu, ale każda Polka i każdy Polak znał Królaka. – Bywało, że pedałuję w roboczych ciuchach polną drogą, a baby rzucają motyki i z wrzaskiem: „Króóólak przyjeeechał!” gonią za mną jak za królewiczem. Uciekałem – słowa nieżyjącego już kolarze przytoczył Cezary Polak na łamach „Gazety Wyborczej”.

Sukces Królaka z pewnością wybudził z letargu polskie kolarstwo. Dał impuls – po raz pierwszy po II wojnie światowej – że to piękny sport, możemy w nim osiągać sukcesu i warto szkolić młodzież. Gdyby Królaka nie wygrał Wyścigu Pokoju, to czy doczekalibyśmy się sukcesów Ryszarda Szurkowskiego, Stanisława Szozdy czy Tadeusza Mytnika? Kto wie…

Pokonanie całej plejady kolarzy z ZSRR, Czechosłowacji czy Niemieckiej Republiki Ludowej w 1956 roku było największym sukcesem Królaka, ale też początkiem końca jego kariery. Stał się celebrytą, władze PRL ponoć przyłapały go na nielegalnym handlu dolarami oraz udziale w nielegalnych wyścigach za pieniądze i zdyskwalifikowały. Wrócił w 1958 roku, ale poza brązowym medalem w mistrzostwach Polski nie osiągnął już nic znaczącego.

Otworzył w Warszawie sklep rowerowy, który prowadził przez wiele, wiele lat. Parał się także innych zajęć: produkował druciane siatki do mycia naczyń czy hodował kwiaty. Nadal pamiętali o nim kibice, nie tylko ci ze stolicy. Jako sportowiec-emeryt spotykał się z wieloma oznakami uwielbienia. Zmarł w 2009 roku, w wieku 78 lat.

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.