Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Zenon Jaskuła – to dzięki niemu wielu z nas pokochało jazdę na rowerze

Zenon Jaskuła – to dzięki niemu wielu z nas pokochało jazdę na rowerze

Kiedy prawie 28 lat temu, jako pierwszy Polak, wygrywał etap Tour de France, a na dodatek zakończył ten najbardziej prestiżowy wyścig świata na podium, każdy na podwórku chciał być Jaskułą. Teraz to pokolenie 40-latków. Aktywnych 40-latków.

Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.

Udostępnij artykuł

Kiedy prawie 28 lat temu, jako pierwszy Polak, wygrywał etap Tour de France, a na dodatek zakończył ten najbardziej prestiżowy wyścig świata na podium, każdy na podwórku chciał być Jaskułą. Teraz to pokolenie 40-latków. Aktywnych 40-latków.
22 lipca 1993 roku – ten dzień zajmuje bardzo ważne miejsce w historii polskiego kolarstwa. To właśnie wtedy Zenon Jaskuła zaatakował na ostatnich metrach 230-kilometrowego, piekielnie trudnego etapu Tour de France. Nie Tony Rominger, nie Miguel Indurain, a właśnie Polak zameldował się jako pierwszy w ośrodku narciarskim Pla d’Adet, prawie 1700 metrów n.p.m. (co ciekawe, w tym samym miejscu 21 lat później zwyciężył Rafał Majka – przyp. red.).
Wielu z nas obserwowało ten sukces na żywo, dzięki pierwszym antenom satelitarnym, które po upadku komunizmu wyrastały na naszych balkonach jak grzyby po deszczu. To nic, że nie było jeszcze polskiego Eurosportu i byliśmy skazani na obcojęzyczny komentarz. Nam (piszę w liczbie mnogiej, bo sam należę do pokolenia 40-latków, który wychował się „na Jaskule”) to nie przeszkadzało.
Wakacje, upał (pamiętam jakby to było dzisiaj), kilka godzin przed telewizorem, a potem pod blokiem natychmiast pojawiała się kilkunastoosobowa „banda” dzieciaków, którzy na swoich Wigry 3, Pelikanach i innych reliktach PRL-u bawiła się „w Jaskułę”. Wtedy każdy chciał jeździć jak on. Każdy marzył o wygraniu etapu podczas TdF.
– Akurat na ten wyścig nie mieliśmy w zespole (Polak jeździł wówczas w barwach GB-MG Maglificio – przyp. red.) wyraźnego lidera na klasyfikację generalną – wspominał po latach Jaskuła w rozmowie z portalem Eurosport.pl. – Ja z kolei dobrze przejechałem wcześniej Giro d’Italia (10. miejsce w klasyfikacji generalnej) oraz Tour de Suisse (wygrany jeden z etapów).
Zwycięstwo etapowe podczas TdF dla rodzącej się dopiero wolnej Polski było prawie jak zwycięstwa Ryszarda Szurkowskiego czy Stanisława Szozdy w Wyścigu Pokoju. Jasne, „prawie”. Przecież miliony Polaków nie było przyklejonych do telewizorów, następnego dnia nakłady katowickiego „Sportu”, krakowskiego „Tempa” czy warszawskiego „Przeglądu Sportowego” nie były wykupowane na pniu. Jednak dla wielu z nas to było wielkie wydarzenie.
Wydarzenie, które zasiało w nas pasję. Pasję, która trwa do dzisiaj. Pokochaliśmy kolarstwo – zarówno to zawodowe, które oglądamy w telewizji, mamy na wyciągnięcie ręki choćby podczas Tour de Pologne, ale też amatorskie, rekreacyjne. Spora część nas, którzy pamiętają sukces Jaskuły, regularnie jeździ na rowerze. Kocha ten rodzaj sportu, nie wyobraża sobie życia bez dwóch kółek. I za to Panu Zenonowi należy podziękować.
Choć oczywiście sukcesy sportowe Jaskuły nie zakończyły się tylko na tym jednym wygranym etapie i trzecim miejscu w generalce TdF. 59-latek ma na koncie przecież srebrny medal olimpijski z Seulu, srebrny medal mistrzostw świata (w obu przypadkach w jeździe drużynowej na czas), zwycięstwo w Volta a Portugal, drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Tirreno-Adriatico, trzecie miejsce w Tour de Suisse, drugie miejsce w Tour de Pologne. To jeden z najwybitniejszych polskich sportowców.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.