Kochamy rywalizację, ten dreszczyk emocji, który nam towarzyszy, gdy stajemy...
Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.
Kochamy rywalizację, ten dreszczyk emocji, który nam towarzyszy, gdy stajemy na linii startu, spotkanie z innymi kolarzami. Lubimy zawody dla amatorów i chętnie w nich startujemy. Tym bardziej doskwiera nam sytuacja, która trwa od ponad roku.
Kwiecień. To miesiąc, w którym co roku całkiem sporo osób (mówi się nieoficjalnie o kilkuset tysiącach) rozpoczynało sezon startowy. I nie mówię tu tylko o wąskiej grupie zawodników z licencjami, dla których rywalizacja sportowa to często sens życia. Ich kalendarz startowy był zawsze wypełniony po brzegi. Tydzień po tygodniu startowali w innych miastach, walczyli o czołowe miejsca, przewozili rowery często droższe od samochodów, którymi je transportowali na kolejne zawody.
Mówię o nas: Kowalskich i Nowakach. Kilkuset tysiącach amatorów, którzy jeżdżą na dwóch kółkach tylko i wyłącznie dla przyjemności, bez planów treningowych, bez specjalistycznych diet, bez kolokwialnej napinki. Dla przyjemności, dla zdrowia. My – bo również zaliczam się do tej grupy – też czasami chcemy wystartować w zawodach, sprawdzić się, zmierzyć z samym sobą, uczestniczyć w masowej imprezie. Od roku to prawie niemożliwe. Przez pandemię koronawirusa.
Prawie, bo w pewnych okresach liczba zakażeń była tak niska, że organizatorzy otrzymali zielone światło i organizowali zawody. Sam uczestniczyłem (
o czym pisałem tutaj >>)
w zawodach przełajowych zorganizowanych w Katowicach.
Wielu z nas rok 2020 spisało na straty, szykowało się zimą na sezon 2021. Zacierało ręce, że w końcu ten wstrętny koronawirus da nam żyć. Niestety… Pierwsze większe zawody co prawda odbyły się jeszcze przed Wielkanocą, np. MTB Pomerania Maraton Luzino (28 marca), ale mogli w nich wystartować tylko zawodnicy z licencjami Polskiego Związku Kolarskiego. Takiej licencji Kowalski i Nowak zazwyczaj nie posiadają.
Co dalej? Organizatorzy naprawdę masowych imprez, w których startuje po tysiąc i więcej amatorów ustawili kalendarz na 2021 rok tak, by rozpocząć go jak najpóźniej. Zazwyczaj pod koniec kwietnia, ale jak na razie – stan na 12.04. – imprezy masowe nie mogą być rozgrywane, więc wyścigi pozostają w zawieszeniu. A my razem z nimi.
Czy uda się wystartować w maju, czerwcu, może latem? Zarówno organizatorzy, jak i kolarze przeżywają deja vu. Dokładnie tak samo było przed rokiem. Niepewność i oczekiwanie na kolejne rozporządzenia ministerstwa zdrowia.
Nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwie czekać. Swoim codziennym zachowaniem (dystans, dezynfekcja, maseczki o stosowanie się do obostrzeń – do czego zachęcam i o co apeluję) możemy spowodowywać, że szybciej poradzimy sobie z epidemią i tym samym szybciej wrócimy na trasy. Czego sobie i wszystkim życzę.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty