Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.
Niby takich odcinków w Alpach czy Pirenejach są setki, jak nie tysiące, a mimo to rozsławiony przez Tour de Pologne Gliczarów daje w kość. Nie tylko zawodowcom. Amatorzy muszą się pilnować, bo mogą przewrócić się na… plecy!
– Najsilniejsi kolarze wyjeżdżali na szczyt zygzakiem, niektórzy od czasu do czasu musieli podpierać się nogą, by nie upaść na drogę. Gliczarów przeszkodą nie do pokonania okazał się dla ostatniej, kilkunastoosobowej grupy zawodników. Ci, którzy zamykali peleton Małopolskiego Wyścigu Górskiego w pewnej chwili zsiedli z rowerów i pchali je na górę, zatrzymując się od czasu do czasu, by oprzeć się na kierownicy i odpocząć. Oni premię zaliczyli na piechotę! – w taki sposób w 2003 roku na łamach „Gazety Krakowskiej” relacjonował Janusz Kozioł.
Gliczarów stał się sławny dopiero kilka lat później. Czesław Lang zdecydował się go włączyć do organizowanego przez siebie Tour de Pologne. Peleton naszpikowany najlepszymi kolarzami świata pojawił się u podnóża tej góry i… – Kierowcy najlepszych zespołów, którzy przejechali wszystkie możliwe wzniesienia we Francji, Włoszech czy Hiszpanii, zostali zaskoczeni – wspominają organizatorzy TdP. – Nie mieli dobrze opisanego podjazdu i w pewnym momencie zaczęli palić sprzęgła w samochodach. Wysiadali z zepsutych pojazdów i krzyczeli: „Do cholery! Chyba pomyliliśmy drogę”.
Na papierze podjazd nie wygląda wcale źle. Mniej więcej pięć kilometrów podjazdu ze średnim nachyleniem 6 procent. Dla kolarzy specjalizujących się w jeździe po górach, to pestka. Diabeł tkwi w szczegółach. Jak pokazuje serwis altimetr.pl, Gliczarów ma najwyższe w Tatrach i na Podhalu nachylenie na odcinku 500 metrów – 15,7%. A na 100 metrach to już ponad 17%. Liczniki wielu zawodników pokazują momentami nachylenie w granicach 25-30%, a to już jest granica przyczepności przedniego koła. Mniej wprawny amator może polecieć na… plecy. I podczas Tour de Pologne amatorów dochodziło do takich sytuacji. „Witamy w piekle” – transparenty kibiców mówią same za siebie.
– Najbardziej stromy odcinek Gliczarowa jest piekielnie trudny, jeden ze sztywniejszych w ogóle w kolarstwie – twierdzi Lang. – Samochód, jeśli się zatrzyma, a nie ma automatycznej skrzyni biegów, to ma spory problem. Podobniej jak kolarze. Nawet zawodowcy. Kibice, którzy tłumnie zbierają się pod Gliczarowem, podczas przejazdu zawodników nawet nie muszą biec, mogą obok nich iść. Tam prędkość spada do zaledwie kilku kilometrów na godzinę.
Przełęcz Karkonoska, Stóg Izerski, Przechyba – większość z kolarzy-amatorów, którzy zwiedzają Polskę wzdłuż i wszerz na swoich dwóch kółkach, jednym tchem wymieni trudniejsze podjazdy. Zgoda. Jednak to Gliczarów wypracował legendę. Oczywiście jak na polskie warunki.
– Można w naszym kraju znaleźć i bardziej strome ścianki – nie ukrywa Lang. – Nie twierdzę, że na Gliczarów nie da się wjechać. Da się i sam jestem tego przykładem, bo regularnie tam trenuję. Bardziej chodzi o sławę i magiczną atmosferę, jaka tam panuje.
Kilka lat temu przy wspinaczce na Gliczarów postawiono nawet pomnik. Rama roweru „wjeżdża” w obelisk, na którym jest napis „Kultowy podjazd królewskiego etapu Tour de Pologne”.
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty