Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Poczuj się jak kolarz-zawodowiec. Weź udział w wyścigu masowym.

Poczuj się jak kolarz-zawodowiec. Weź udział w wyścigu masowym.

Daję głowę, że każdy z nas kolarzy-amatorów, choć raz w życiu marzył, aby na chwilę znaleźć się w prawdziwym peletonie. Poczuć tę wyjątkową atmosferę, dreszcze przechodzące przez ciało, buzujące endorfiny....
Tekst przeczytasz w ok. 6 minut.

Udostępnij artykuł

Daję głowę, że każdy z nas kolarzy-amatorów, choć raz w życiu marzył, aby na chwilę znaleźć się w prawdziwym peletonie. Poczuć tę wyjątkową atmosferę, dreszcze przechodzące przez ciało, buzujące endorfiny. Nic prostszego.

Jak to? – ktoś zapyta. Przecież to niemożliwe. Nie da się nagle, w każdym wieku i bez sponsorów zaistnieć w świecie kolarstwa. Da się. Na ratunek przychodzą imprezy masowe, które z roku na rok rosną jak grzyby po deszczu. Oferta jest bardzo bogata. Kalendarz takich zawodów można znaleźć TUTAJ >>.

Odważyłem się, wystartowałem i nie żałuję

A po co mi to? Trzeba zapłacić wpisowe, jechać często przez pół Polski, a przecież i tak nic nie wygram. Tylko, że nie o wygraną tutaj chodzi…

W swoim życiu brałem udział w kilku (kilkunastu?) takich imprezach: Tour de Pologne, Bike Challenge, Velo Toruń, Głowno Gold Race, Śnieżka Uphill, Bike Maraton, Bike Atelier MTB Maraton, Lang Team Maraton MTB, itd. Ja. Człowiek, który nie jest zawodowcem, nie jest nawet zaawansowanym amatorem. Jeździ ok. 5 tys. km rocznie w tempie z dwójką z przodu, nie z trójką, a o czwórce mogę pomarzyć. Chyba, że na stromym zjeździe. Nie ćwiczy według rozpisanego przez trenera planu. Nie trzyma diety, nie katuje się na siłowni, itd., itd.

Jestem zwykłym, przeciętnym, szarym rowerzystą, których mijacie codziennie na polskich trasach. Kocham dwa kółka, kocham wolność, jaką daje mi ten sport, uwielbiam ciszę i ten czas, kiedy jestem sam na sam – ze sobą.

Mimo to odważyłem się, wystartowałem w imprezach masowych. I powiem wam, że nie macie się czego bać. Każdy może zgłosić się na takie zawody. A po co? Już tłumaczę.

Należysz do wielkiej rodziny

fot. Poland Bike

Udział w amatorskim wyścigu masowym daje niesamowitego kopa energii. Ważna jest już cała otoczka: najpierw szukanie noclegu (jeżeli wyścig jest na drugim końcu Polski), pakowanie się, podróż: najlepiej z rodziną, znajomymi, odebranie numeru startowego, poczucie uczestniczenia w czymś naprawdę ważnym. A potem już pojawienie się na linii startowej.

Kiedy stoisz w środku peletonu, czekasz na sygnał startera – czujesz się jak ktoś wyjątkowy. Przecież startuje kilkaset, może kilka tysięcy ludzi. Ty jesteś jednym z nich. Wybrańcem. Dlatego nawiązujesz kontakty, rozmawiasz, robisz zdjęcia, wymieniasz się numerami telefonu – amatorski peleton jest jak jedna, wielka rodzina. Jesteś pewien, że jak złapiesz gumę podczas wyścigu to z pewnością znajdą się ludzie, którzy ci pomogą.

Przyjaźnie zawierane podczas takich imprez sportowych często trwają lata. Do dzisiaj mam kontakt z Pawłem, z którym wjechałem na metę wyścigu poznańskiego Bike Challenge. Wspólnie przejechaliśmy ostatnie 10 km tego ponad 100 kilometrowego wyścigu. Wspieraliśmy się, dawaliśmy sobie zmiany, kiedy inni jechali zakosami, my wspólnymi siłami wpadliśmy na metę. Wyściskaliśmy się, podziękowaliśmy, do dzisiaj mamy ze sobą kontakt. Czyż to nie jest piękne?

Chwile, które pamiętasz do końca życia

Co poza czynnikami społecznymi daje start w takiej imprezie? Chwile, których nie zapomnisz do końca życia. W Tour de Pologne Amatorów startowałem trzy razy. Dwukrotnie przegrywałem z podjazdem na Gliczarowie (każdy, kto tam był chociaż raz doskonale wie, o czym piszę). Musiałem w pewnym momencie zsiadać z roweru i resztę wspinaczki pokonywać pieszo.

Aż przyszedł rok 2017. Postawiłem sobie za cel przejechać całą trasę – nawet ten piekielny Gliczarów. Kiedy byłem na najbardziej stromej części podjazdu kilku kibiców biegło razem ze mną: krzyczeli mi do ucha („dajesz”, „dajesz”), polewali zimną wodą z bidonów, klepali po plecach… Poczułem się jak prawdziwy zawodowiec, który właśnie jedzie po zwycięstwo na najważniejszym etapie Tour de France.

Nic nie czułem. Odcięło ból nóg, zmęczenie odeszło siną w dal, w głowie miałem tylko jedną myśl: chwilo, trwaj. I wjechałem. Wjechałem pierwszy raz w życiu. Do końca życia będę pamiętał, że miałem łzy w oczach, dreszcze na całym ciele, a kibiców najchętniej bym wyściskał.

I nieważne, że ostatecznie zająłem jakieś 1245. miejsce. W takich wyścigach walczysz ze swoimi słabościami, nie z rywalami.

Potężna dawka doświadczenia

Udział w imprezie masowej to również potężna dawka doświadczenia. Człowiek uczy się jazdy w peletonie, ostrzegania innych przez dziurą w jezdni czy wysepką, która nagle wyrasta na środku drogi, techniki, która pozwala uniknąć problemów.

Uczy się jazdy „na milimetry” za innym kolarzem. Uczy się zaufania do innych, nie wykonuje nerwowych ruchów. A to wszystko powoduje, że staje się coraz bardziej pewny siebie. Niby prawie każdy potrafi jeździć na rowerze. Ale jeździć bezpiecznie? No właśnie, tego uczą zawody masowe.

115 kilometrów w Poznaniu, 104 km w Toruniu, prawie 70 km wokół Bukowiny Tatrzańskiej – itd., itd. Po takiej dawce nie ma się co obawiać żadnych wycieczek rowerowych. No bo skoro „wyjechałem na Gliczarów”, to co mnie może jeszcze zaskoczyć?

Każdy znajdzie coś dla siebie

Nieco mniej treningów w roku 2019, potem pandemia koronawirusa, zmiana roweru z szosowego na gravelowy – to wszystko spowodowało, że dawno już nie zdecydowałem się na start w imprezie masowej. Ale postanowiłem wrócić. To jak narkotyk. Ale taki pozytywny, bez skutków ubocznych. Jazda w peletonie wciąga. Raz spróbujesz, wpadniesz po uszy.

Teraz – ze względu na rower, który posiadam – bardziej szykuję się na przygodę gravelową, ale tak naprawdę każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Jeździsz na „góralu”? Nie ma problemu. Maratonów MTB ci u nas dostatek. Wolisz prędkość i nabijasz kilometry na szosie? Obecni i byli kolarze-zawodowcy (m.in. Rafał Majka czy Cezary Zamana) organizują zawody szosowe w różnych miejscach i w różnym czasie.

Rajd gravelowy? Bez problemu. Od 2-3 lat takie imprezy rozmnażają się w kosmicznym tempie. A ci, którzy boją się jednak rywalizacji, a chcą poczuć energię społeczności rowerowej? W dużych polskich miastach często odbywają się tzw. Rowerowe Masy Krytyczne. Kilkaset, czasami tysiąc i więcej rowerzystów spokojnym, turystycznym tempem przejeżdża wcześniej zaplanowaną trasę. Zabawa gwarantowana.

Idzie wiosna, wystartuj w zawodach rowerowych!

Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.