Cała Polska Rowerowa.pl - portal kolarski i rowerowy

Największe sukcesy w historii polskiego kolarstwa #1 – Triumf Szmyda na Mont Ventoux

Największe sukcesy w historii polskiego kolarstwa #1 – Triumf Szmyda na Mont Ventoux

W związku z aktualną sytuacją portal rowerowa.pl postanowił przypomnieć najpiękniejsze chwile w historii polskiego kolarstwa. Jako pierwszy – Sylwester Szmyd i jego zwycięstwo na słynnym „Gigancie Prowansji”.

Tekst przeczytasz w ok. 3 minuty.

Udostępnij artykuł

W związku z aktualną sytuacją portal rowerowa.pl postanowił przypomnieć najpiękniejsze chwile w historii polskiego kolarstwa. Jako pierwszy – Sylwester Szmyd i jego zwycięstwo na słynnym „Gigancie Prowansji”.

Sylwester Szmyd jest wyjątkową osobą. Można powiedzieć, że przez pierwszą dekadę XXI wieku to on ciągnął polskie kolarstwo. Bydgoszczanin nie wybrał sobie łatwej drogi, jako orlik postanowił wyjechać do Włoch i tam uczyć się kolarskiego fachu. Okazało się to dobrą decyzją, ponieważ dzięki temu przeszedł na zawodowstwo.

To on wyznaczył drogę, którą następnie podążali Przemysław Niemiec, Michał Gołaś, Tomasz Marczyński, Rafał Majka i Michał Kwiatkowski. W przypadku Polaków droga do zawodowstwa prowadziła przez zagranicę – Włochy lub Hiszpanię.

Szmyd był specjalistą w jeździe po górach. Odgrywał pierwsze skrzypce w górskim pociągu Ivana Basso, który dzięki niemu wygrał Giro d’Italia w 2010 roku. Do Sylwestra przylgnęła łatka „gregario di luso” i nie mógł się od niej uwolnić. W najważniejszych wyścigach zawsze pracował na rzecz kolegów, a gdy miał okazję jechać na siebie, to nie miał siły lub przytrafiał się mu kryzys.

Kiedy w 2007 na czwartym etapie słynnego wyścigu Dauphine Libere z metą na Mont Ventoux roku uciekał wspólnie z Christophe Moreau wszyscy liczyli, że oto nadszedł czas przełamania. Niestety, Francuz na 3,5-kilometra przed metą oderwał się Polaka i sięgnął po zwycięstwo.

Życie bywa przewrotne. Dwa lata później Szmyd jedzie w grupie faworytów na tym razem na piątym etapie Dauphine Libere z metą na Mont Ventoux. Na około 15 kilometrów przed metą na czoło wyszedł Szmyd, który w swoim stylu narzucił równe i mocne tempo. Przez co doszło do uformowania niewielkiej grupki zawodników.

Jednak Polakowi nie odpowiadał taki układ, dlatego postanowił zaatakować. Następnie dojechał do niego Alejandro Valverde i wspólnie ruszyli zdobyć Mont Ventoux.

Scenariusz był idealny. Valverde jechał po zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, a Szmyd po etap. Wszystko układało się świetnie, aż na około 500 metrów przed metą Sylwester dosłownie stanął w miejscu.

Na szczęście to było chwilowe. Warto pochwalić tutaj Valverde, który mimo presji zdobywania kolejnych sekund poczekał na Polaka, dzięki czemu Szmyd odniósł swoje pierwsze i jedyne zawodowe zwycięstwo w karierze, ale to nie trzeba opowiadać, to trzeba zobaczyć na własne oczy…

Złośliwi powiedzą, że to zwycięstwo zostało darowane. Patrząc na to konkretnie będą mieć rację, lecz jeśli spojrzymy na to przez pryzmat całej kariery to będzie ono w pełni zasłużone. Choć jeśli byśmy patrzyli bezkrytycznie, to „Sylwas” powinien przejechać podjazd samotnie z 5 minutową przewagą nad grupą faworytów, a finalnie i tak nie zrekompensowałoby to kilometrów przejechanych na czele peletonu po największych górskich przełęczach Europy.

Spragnieni pięknej walki mogą rzucić okiem na romantyczną jazdę Szmyda na jednym z etapów Dauphine Libere, który kończył się na Alpe d’Huez.

Zawsze także możemy się zachwycać tym co robił najlepiej, czyli nadawaniem mocnego tempa pod górę.

Tomasz Bojanowski - Rowerowa.pl

Czytaj również

© Copyright 2019-2024 Rowerowa.pl. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.