„E, bez sensu, jeżdżą tylko na południu kraju, co to za wyścig”, „przecież nikt w Europie go nie pokazuje w telewizji”, „Wyścig Pokoju, to było coś, a teraz, szkoda gadać” – jesteśmy mistrzami narzekania.
W 2005 roku Tour de Pologne został włączony do – wiem, wiem, wielu z was kpi z tego określenia – „kolarskiej Ligi Mistrzów”. Największy wyścig w Polsce awansował do World Touru, co zagwarantowało nam, kibicom, że rok w rok w naszym kraju będą pojawiali się najlepsi z najlepszych. Światowa czołówka kolarska.
To już pełnoletni wyścig
– Traktuję to jako najwyższy wyraz uznania dla naszej pracy. Dostaliśmy zaproszenie do kolarskiej Ligi Mistrzów, jako jedyny wyścig z Europy Środkowo-Wschodniej. Jesteśmy w tym samym miejscu co Tour de France czy Giro d’Italia. Z tą różnicą, że nasz wyścig trwa tydzień – mówił wtedy dyrektor Tour de Pologne, Czesław Lang.
Nikt wówczas nie wiedział, jak długa będzie to przygoda. Myślę, że Lang nawet nie marzył, że będzie trwała tak długo, że TdP osiągnie „pełnoletność” w tej kolarskiej elicie. A przecież to nie koniec. W 2023 roku po raz kolejny – dziewiętnasty – zobaczymy w Polsce najlepszych z najlepszych.
Peter Sagan, Remco Evenepoel, Simon Yates, Thibaut Pinot, Fabio Aru, ale także i Michał Kwiatkowski czy Rafał Majka. Nie mielibyśmy szans „dotknąć” kolarzy tego formatu, gdyby nie to, że UCI doceniła nasz największy wyścig i zaufała Langowi, że on jest w stanie zapewnić najwyższy poziom organizacyjny i finansowy.
Zabrzmiało jak laurka napisana na zamówienie dla Tour de Pologne? Pewnie tak. Choć oczywiście wyścig nie jest jednowymiarowy. Jak to zwykle w życiu bywa.
Ileż można „męczyć” ten sam Gliczarów?
Słabe strony TdP? Jest ich sporo, a kibice rok w rok o nich przypominają. I powtarzają jak mantrę, wierząc, że jak powtórzą określoną liczbę razy (choć tej liczby nikt nie zna), to nagle się coś zmieni. Tylko, co miałoby się zmienić? TdP nagle miałby się stać ważniejszym wydarzeniem niż Tour de France? Bo nie rozumiem…
„To Tour de Południe, albo Tour de Śląsk i Małopolska, a nie Tour de Pologne” – to jeden z najczęstszych argumentów hejterów Langa i jego pomysłu na wyścig. Rzeczywiście: Katowice, Kraków, Bukowina Tatrzańska… Ileż można jeździć po tych samych trasach, ileż można „męczyć” ten sam Gliczarów. A można tam wjechać albo z jednej strony, albo z drugiej. Nie ma innej alternatywy. To nie są 20-kilometrowe podjazdy w Alpach.
fot. Szymon Gruchalska (www.tourdepologne.pl)Lang nieco zapomniał o potrzebie pokazywania kibicom czegoś nowego. Skupił się na stałej współpracy (i stałych pieniądzach – dodajmy) z konkretnymi, i tymi samymi co roku, miastami. W ten sposób odepchnął od siebie kibiców. A bez kibiców nie ma kolarstwa.
Wiele wskazuje na to (start edycji 2023 ma zostać zlokalizowany w Poznaniu), że nadeszło otrzeźwienie. Oby! Polska ma tyle miejsc godnych pokazania widzom, że trasa musi być zmienna. Co roku odwiedzająca inne regiony.
Promocja Polski kuleje
„Ten wyścig jest nudny jak flaki z olejem, nawet żadna telewizja spoza Polski go nie chce pokazywać”… To też jedno ze sztandarowych haseł przeciwników TdP. Rzeczywiście relacje pokazują: TVP oraz Polsat Sport. Poza granicami Polski te kanały są oglądane raczej tylko przez naszych rodaków.
Co z Eurosportem? Od 2021 roku nie pokazuje największego polskiego wyścigu. A przecież Eurosport to „home of cycling”. Kibice na całym świecie właśnie tutaj szukają transmisji kolarskich. Tour de Pologne nie znajdą. Mimo że TVP produkuje sygnał międzynarodowy, który dociera do 63 krajów na całym świecie, to bez Eurosportu TdP nie przebije się w świadomości kibica spoza Polski.
Tutaj z pewnością Lang ma trochę do zmiany. Musi udostępnić swój wyścig szerokiej publiczności. Nie ma lepszej reklamy danego kraju za granicą niż tydzień transmisji kolarskiej. Te wszystkie piękne ujęcia Polski zachęcą do przyjazdu do nas kolejnych turystów.
„Daj pan spokój, Czesiek wszystko zabiera”
Kibice, często hejterzy, narzekają jeszcze na kiczowatą ich zdaniem oprawę wyścigu (np. przeszkadzają im balony reklamowe) czy na brak odpowiedniej narracji medialnej.
fot. Szymon Gruchalska (www.tourdepologne.pl)Jest jeszcze jedna grupa narzekających – działacze, trenerzy i kolarze. Ale nie ci, którzy biorą udział w TdP, ale ci z krajowego podwórka. Kiedyś usłyszałem od jednego z członków zarządu Polskiego Związku Kolarskiego: – daj pan spokój, Czesiek wszystko zabiera. Tam, gdzie jedzie jego wyścig zostawia spaloną ziemię. Miejscowe samorządy nie dają już nic więcej na inne wyścigi kolarskie. Morduje polskie kolarstwo.
Zapytałem rozmówcę, jakie widzi rozwiązanie. Bez drgnięcia powieką odpowiedział, że TdP powinien wypaść z World Touru, a wtedy mielibyśmy ze dwa, trzy wyścigi mniejsze, ale bardziej dostępne dla polskich kolarzy.
Co jest lepsze dla popularyzacji dyscypliny sportowej: organizować turniej, w którym gra Barcelona i Liverpool, czy kilka razy mierzyć się ze Spartą Praga i Olympiakosem Pireus? Przepraszam za odnośnik do piłki nożnej, ale dzięki temu wiem, że odpowiednio odbierzecie moje wątpliwości.
Janusz i Grażynka wiedzą, co to kolarstwo
fot. Szymon Gruchalski (www.tourdepologne.pl) Owszem, Polska ma potężny problem z organizacją imprez kolarskich. Nie ma zbyt wielu (by nie użyć słowa: żadnych) alternatyw dla krajowych, często młodych zawodników. Gdzie oni mają zbierać doświadczenie, jak niewiele w naszym kraju się dzieje? No, gdzie?Tour de Pologne z pewnością zapewnia jedno – podtrzymanie popularności dyscypliny. Symboliczni Janusz i Grażynka raz do roku widzą w telewizji kolarzy. A to sygnał dla sponsorów, że ta dyscyplina wciąż istnieje. I tutaj jest miejsce na pracę u podstaw. Mógłby pomóc PZKol – ale bądźmy realistami – nie pomoże. Z różnych powodów. Ale przede wszystkim z takiego, że od ponad pięciu lat kolarska centrala jest nieudolna.
Marzy mi się krajowa liga: cykl powiedzmy kilkunastu wyścigów, kryteriów ulicznych, czasówek w całym kraju. Dla Polaków, pewnie chętni byliby Czesi, Słowacy, może Niemcy. Organizacja? Duża spółka (może skarbu państwa) plus kilkunastu mniejszych sponsorów. Tylko, kto miałby się tym zająć. Ktoś spoza układów, może ktoś organizujący wyścigi dla amatorów, których w Polsce – o dziwo – jest sporo.
Oprócz tego fajnie by było, gdyby w każdym powiecie powiedzmy raz w miesiącu był wyścig dla dzieciaków, młodzieży, ale i też seniorów. Amatorów, półprofesjonalistów, fanatyków. Podobne wyścigi w przeszłości wyrzeźbiły takich mocarzy jak Ryszard Szurkowski czy Stanisław Szozda.
Ale tego Lang już nie ogarnie. Bo pewnie i tak Polacy by go hejtowali. Na koniec powtórzę: Tour de Pologne ma wiele do poprawienia. Ale to nie Tour de Pologne jest problemem polskiego kolarstwa.