– Będzie o nim głośno – napisałem kilkanaście dni temu na łamach Rowerowej (https://rowerowa.pl/news/rusza-tour-de-france-polki-i-polacy—na-rowery-).
Miałem na myśli Michała Kwiatkowskiego i jego start w Tour de France, największym wyścigu świata. No i jest. Od wczoraj (17 września, czwartek) „Kwiato” jest na ustach całego świata. W pięknym stylu wygrał etap „Wielkiej Pętli”. Zabrał się w odjazd, a potem z kolegą z zespołu Richardem Carapazem jechali tak mocno, że zostawili wszystkich w tyle. Razem wjechali na metę. Kwiatkowski o dwa centymetry wcześniej. Tak wspólnie ustalili.
– To Richard wyszedł z propozycją, że to ja wygrywam etap, skoro on zabrał koszulkę najlepszego górala. Nie protestowałem – opowiedział Kwiatkowski w „Sportowym Wieczorze” w TVP Sport.
To był również gest Carapaza i szefów Teamu Ineos (a wcześniej Teamu Sky) za wiele lat wyrzeczeń Kwiatkowskiego. Przecież polski kolarz nie marudził, kiedy musiał holować Chrisa Froome’a, Gerainta Thomasa czy Egal Bergala po francuskich podjazdach. Nie marudził, jak trzeba było rozwieźć swoim kolegom bidony. W końcu nie narzekał, kiedy oddawał koło koledze, a sam czekał na wóz techniczny. On wie, że kolarstwo to sport drużynowy. A karma zawsze wraca.
Wróciła w tym roku. W końcu Kwiatkowski wyrównał rachunki z TdF. Po raz siódmy jest we Francji, przejechał już ponad 25 tysięcy kilometrów. Tutaj przeżył wiele pięknych chwil, ale było i zwątpienie, i łzy. Taki jest Tour de France.
Sukces Michała Kwiatkowskiego – podobnie jak kiedyś Zenona Jaskuły czy Rafała Majki (którzy również wygrywali podczas TdF) – ma jeszcze jeden wymiar. Bardzo ważny, bo społeczny. Jestem przekonany że w Polsce mamy grupę dzieciaków, która właśnie wczoraj powiedziała: „chcę być jak Kwiato, chcę wygrać w TdF”. No i ruszyła na rower. A za kilka lat… Kto wie, wierzę, że właśnie z tej grupy wyrośnie zawodnik, który powtórzy sukces Kwiatkowskiego.
Ruszyli też dorośli. Oni już kariery nie zrobią, ale miło spędzą czas na dwóch kółkach mając przed oczami Polaka, który wygrywa w największym wyścigu świata. Wiem to, bo sam usiadłem wczoraj na moim ukochanym rowerze. Mijałem wiele osób kręcących kolejne kilometry. Wszyscy byli wyjątkowo uśmiechnięci. A przy tym zdrowsi. Bo ruszyli się z kanapy, spalili trochę kalorii, przefiltrowali płuca.
Jak widać, triumf Kwiatkowskiego to same korzyści. Obyśmy częściej cieszyli się z sukcesów polskich kolarzy. Bez względu na przynależność klubową, bo kolarstwo łączy, a nie dzieli.